Z Buli pod Rysami na Rysy Zaczynamy najtrudniejszą część drogi na Rysy, ścieżka robi się stroma. Po około 10 minutach dochodzimy do pierwszych łańcuchów, które będą nam towarzyszyć już do szczytu. Do szczytu szlak będzie prowadził wzdłuż ‘rysy’. Wchodzimy na skalną grzędę biegnącą lewą stroną skalnego żlebu – rysy.

Turystyczna Najkrótsza Preferuj jeden szlak Turystyczna Dowolny Szlak turystyczny Ścieżka dydaktyczna Szlak spacerowy Dowolny dodaj punkt odwróć trasę planuj automatycznie 58 Dodaj zdjęcie 8 Wysokość 2499 m Region Tatry Współrzędne Szczyt należy do Korony Gór Polski. Udostępnij Wskazówki dojazdu Przebiega tędy Czerwony szlak turystyczny Palenica Białczańska – Rysy Polecane trasy 4:18 h 11 km z: Rysy do: Štrbské Pleso 5:06 h km z: Rysy do: Palenica Białczańska Dopasuj polecane trasy Noclegi w okolicy | Meteor: Małe Ciche Murzasichle Brzegi Zakopane Stasikówka | Noclegi Łysa Polana Informacje Piękny film ukazujący szlak na szczyt Rysy - model 3D: Model 3D opracowany przez studentów "Kartografii i geomatyki" WNGiG UAM w ramach zajęć z "Wirtualnej i rozszerzonej rzeczywistości" Na Rysy od strony słowackiej Rysy : Opis szlaku na Rysy znad Morskiego Oka rysy: charakterystyka, rysy od strony polskiej, jak się przygotować 1 2 Dodaj link do źródła przydatnych informacji Komentarze (2) Aver Zdecydowanie mniej wymagająca trasa niż od Morskiego Oka. Dwie wspólne cechy szlaku? Zatłoczenie i na początku znienawidzony asfalt. Odpowiedz dawidt07 Asfalt na początku w sam raz na rozgrzewkę. Odpowiedz Trasy z regionu Trasy z miejsca pętla 4:18 h 11 km z: Rysy do: Štrbské Pleso 4:54 h km z: Sedielko (Lodowa Przełęcz) do: Tatranská Javorina 3:40 h km z: Kiry do: Witów 4:24 h km z: Tatranská Javorina do: Široké sedlo
This site contains information about rysy szczyt. Szlaki na najwyższy szczyt tatr. Szlak turystyczny z szczyrbskiego jeziora przez popradzkie jezioro, doliną mięguszowiecką na rysy. From wikimedia commons, the free media repository. Wyprawa na rysy doliną mięguszowiecką ze słowacji. Rysy maja 2505 metrów wysokości.
Tatry - pogoda dzisiaj ( Warunki: Żabi Mnich, Mały Kozi Wierch, Świnica Prognoza pogody w Tatrach na dzisiaj. Sprawdź warunki pogodowe: Niżnie Rysy, Mnich, Mały Kozi Wierch, Wołowiec, Zadni Mnich, Kozi Wierch, Kościelec, Świnica,... 3 sierpnia 2022, 12:04 Pogoda na Rysach dzisiaj ( i w kolejnych dniach. Tatry - temperatura, opady - warunki Prognoza pogody na Rysach na dzisiaj. Sprawdź, jakie warunki pogodowe będą i w kolejnych dniach. W środę temperatura na Rysach (Tatry) ma wynieść 8 °C. Z... 3 sierpnia 2022, 12:04 Niżnie Rysy - pogoda dzisiaj ( Warunki w górach (Tatry) Prognoza pogody na Niżnich Rysach na dzisiaj. Sprawdź, jakie warunki pogodowe będą i w kolejnych dniach. W środę temperatura na Niżnich Rysach (Tatry) ma... 3 sierpnia 2022, 12:03 Prasówka - wydarzenia dnia, podsumowanie z wczoraj - sprawdź, czy nie minęło Cię nic ważnego Przygotowaliśmy dla Ciebie poranną prasówkę. Zobacz artykuły, które nasi czytelnicy czytali najchętniej wczoraj, Sprawdź, czy nie minęło Cię nic ważnego.... 3 sierpnia 2022, 5:45 Rysy. Wyprawa na najwyższą polską górę przez najwyżej położone schronisko w Tatrach! Zapraszamy do wspinaczki Dla wielbicieli górskich wypraw niewątpliwie jednym z najważniejszych szczytów do zdobycia są Rysy – najwyższa polska góra leżąca na granicy ze Słowacją.... 2 sierpnia 2022, 22:16 Nie chcą być liderami, mogą zmieniać pracę nawet co dwa lata. Tak będzie wyglądała kariera obecnych studentów. Raport Inkubatora UW Pokolenie Z częściowo wkracza już na rynek pracy. Wiele z tych osób jest obecnie studentami, którzy dopiero programują swoją ścieżkę edukacyjno-zawodową. Jak... 2 sierpnia 2022, 13:47

Rysy. Rysy są najwyższym szczytem w Polsce, a podejście od strony Morskiego Oka jest wymagające i wymaga doświadczenia. Szlak ten zdecydowanie odradzany jest osobom z nawet niewielkim lękiem wysokości. Ścieżka ubezpieczona jest licznymi łańcuchami o łącznej długości 360 m, a w skale wykuto 70 stopni. Pełny opis wycieczki

Choć na Rysach byłem już nieraz, zawsze wchodziłem tam od polskiej strony. Nie jest to jednak jedyna trasa prowadząca na szczyt. Na najwyższą górę Rzeczpospolitej wiedzie również szlak ze Słowacji. Krótszy i łatwiejszy technicznie, co jednak nie znaczy, że mniej ciekawy. Tak właściwie, to jeszcze parę dni wcześniej, w ogóle nie miałem tej wycieczki w planach. Owszem, były jakieś rozmowy o wypadzie w Tatry, i to nawet nieco ambitniejszym wypadzie, ale niepewne prognozy pogody zniechęcały do wybierania się na trudniejsze trasy. Do połowy soboty miało być jednak dość ładnie, więc szkoda było zupełnie rezygnować z wyjazdu. Razem ze znajomym postanowiliśmy więc wybrać się na najwyższy szczyt Polski, tyle że łatwiejszym szlakiem od strony Szczyrbskiego Jeziora. Do ekipy dobraliśmy jeszcze jedną osobę z grupy na Facebooku poświęconej wspólnym wypadom w Tatry. Rysy – informacje praktyczne Rysy to najwyższy szczyt w Tatrach, na który można dostać się szlakiem turystycznym. Mierzy 2503 metry jednak w Polsce często pojawia się również wartość 2499 metrów. Powód? U nas leży tylko jeden z trzech wierzchołków góry. Najwyższy w całości przypadł Słowakom. Na Rysy można dostać się dwoma drogami: od strony polskiej, szlakiem znad Morskiego Oka lub wersją słowacką, od Popradzkiego Stawu. Planując swoją wycieczkę, dobrze jest się z nimi lepiej zapoznać, ponieważ różnice pomiędzy tymi trasami są dość znaczne. Pierwsza uchodzi za trudną i przede wszystkim długą. Startując z Palenicy Białczańskiej i wracając w to samo miejsce, będzie trzeba pokonać około 1900 metrów przewyższenia i być w trasie przez większość dnia (serwis mapa-turystyczna wylicza to na 11:40h marszu). Nie bez znaczenia są również trudności techniczne (spora część podejścia nad Bulą pod Rysami jest ubezpieczona łańcuchami) oraz spora ekspozycja w okolicach szczytu. Polski szlak na Rysy jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc przez ratowników TOPR-u oraz niestety takim, który co roku pochłania kolejne ofiary. Czyli mówiąc krótko: szlak trudny i raczej wyłącznie dla zaawansowanych turystów w dobrej kondycji fizycznej. Słowacka wersja jest dużo łatwiejsza. Owszem, też są trudności, można się powspinać po łańcuchach i drabinkach, a pod szczytem jest stromo, ale suma tych wszystkich wyzwań jest dużo mniejsza niż na polskim szlaku. Nie trzeba również mieć aż tak dobrej formy. Wycieczka z Szczyrbskiego Jeziora (tam i z powrotem) będzie o jakieś 3 godziny krótsza i mająca ponad pół kilometra mniej przewyższeń do pokonania. Pisząc tu o wejściu od Szczyrbskiego Jeziora nie mam na myśli jednej, konkretnej trasy. Zanim bowiem rozpocznie się główne podejście, trzeba dostać się nad Popradzki Staw, a to można zrobić na aż 3 sposoby: szlakiem czerwonym (Magistrala Tatrzańska) zaczynającym się w centrum miejscowości,kombinacją szlaku czerwonego i zielonego – start w tym samym miejscu,niebieskim szlakiem zaczynającym się na północny-wschód od centrum. Trudność każdego z wariantów jest podobna. Pierwsze dwa są trochę dłuższe, jednak mają też mniej przewyższeń. Niebieski wyróżnia się również w całości asfaltową nawierzchnią, po której od czasu do czasu coś dojeżdża do schroniska nad stawem. Chcąc zaparkować przy szlaku, trzeba będzie liczyć się z opłatą w wysokości 5 – 6 euro. Jeśli ktoś chce zaoszczędzić, prawdopodobnie da radę to zrobić, jednak będzie musiał zostawić samochód przed wjazdem do miejscowości oraz podejść parę kilometrów na początek szlaku. Wybierając się na Rysy od słowackiej strony, warto również pamiętać o wykupieniu polisy ubezpieczeniowej. Koszt jest niewielki (da się dostać nawet poniżej 1 euro), a może nam to zaoszczędzić sporo pieniędzy w przypadku ewentualnej akcji ratunkowej. Te są bowiem na Słowacji odpłatne. Darmowy jest natomiast wstęp na teren parku narodowego. Wejście na Rysy od Słowacji – relacja Dojazd do Szczyrbskiego Jeziora Tym razem budzik dzwoni już o 2:20. Chcemy być na szlaku możliwie szybko, ze względu na lepszą pogodę w pierwszej części dnia oraz dużą popularność szczytu. Pakuję plecak, wciskam w siebie ze dwie kromki chleba i wychodzę z mieszkania, udając w umówione miejsce. Parę minut później podjeżdża kolega i razem jedziemy po jeszcze jednego członka ekipy. Później kierujemy się już w stronę Słowacji. Najpierw jedziemy Zakopianką do Nowego Targu, tam skręcamy na Jurgów i przekraczamy granicę. Pokonujemy kawałek drogą numer 66, po czym skręcamy w 537-mkę i zaczynamy objazd Tatr. W ten sposób jedziemy niemal do Szczyrbskiego Jeziora. Niemal, bo tym razem nad Popradzki Staw postanawiamy przejść się nieco innym szlakiem, więc skręcamy na północ jakiś kilometr przez głównym wjazdem do miejscowości. Docieramy do końca drogi i tam parkujemy samochód. Jest około 5:50, a o tej porze jeszcze nikt nie pobiera opłat. Zostawiamy więc auto, wiedząc, że później ktoś i tak upomni się o należne pieniądze. Aha, nie jesteśmy tu sami. Mimo dość wczesnej pory, wzdłuż drogi zaparkowanych jest już mnóstwo pojazdów, z których znaczna część posiada polskie tablice rejestracyjne. Niebieskim szlakiem przez Doliną Mięguszowiecką Początek szlaku odnajdujemy bez problemów. Stojąca przy drodze tabliczka głosi, że na Rysy stąd idzie się 4 godziny i 20 minut. To znacznie szybciej niż wersja z Palenicy. Początek wygląda jednak znajomo. Niebieski szlak nad Popradzki Staw to w rzeczywistością niezbyt szeroka, asfaltowa droga. Czyli jak nasz słynny szlak nad Morskie Oko, z tym, że tutaj po twardym idzie się tylko 4,1 km, a więc ponad dwukrotnie mniej. No i widoki są nieco ładniejsze, bo mniej jest lasu, a w otwartym terenie świetnie widać dominujące nad okolicą szczyty. Asfaltowa droga w stronę Popradzkiego Stawu. Całkiem przyjemny spacer wśród kwitnącej wierzbówki i z widokiem na imponujące szczyty Tatr Wysokich. Poranek jest chłodny, więc tych kilka lekkich podejść, które musimy zaliczyć po drodze jest dobrą okazją, by nieco się rozgrzać. Generalnie jednak droga jest łatwa i nie powinna nikomu sprawić trudności. O jej popularności przekonamy się zresztą w drodze powrotnej. Każdy z nas idzie tędy po raz pierwszy, więc te lekko ponad 4 kilometry się nie dłużą. W pewnej chwili, pomiędzy drzewami widzimy już taflę Popradzkiego Stawu. Nie schodzimy jednak ani nad brzeg, ani do schroniska. Byliśmy tam całkiem niedawno przy okazji wyjazdu na Koprowy Wierch, więc teraz już nas nie ciągnie. Na skrzyżowaniu z czerwonym szlakiem (Magistralą Tatrzańską) nie schodzimy więc w dół, lecz odbijamy w lewo i zaczynamy kolejny etap wycieczki. Tu nie ma już asfaltu. Zaczyna się typowo leśny teren, z kamieniami, korzeniami i od czasu do czasu również odrobiną błota. Ten odcinek też znamy już z poprzedniej wycieczki, więc znika efekt zaskoczenia i czających się za każdym zakrętem nowości. Wiemy, że po chwili przejścia wśród drzew, roślinność zacznie się przerzedzać, a nad coraz niższymi krzewami kosodrzewiny dominować będzie piramida Wołowca Mięguszowieckiego. Choć akurat ten ostatni zawsze fajnie się prezentuje, więc witamy go z nieskrywanym entuzjazmem, po raz wtóry zastanawiając, jaką drogą dałoby się tam dostać. Idziemy jeszcze kawałek i docieramy do kładki nad Żabim Potokiem. Przekraczamy strumień i po około 100 metrach jesteśmy na rozdrożu szlaków: w lewo na Koprowy Wierch, w prawo na Rysy. Droga przez Dolinę Mięguszowiecką. U góry, po lewej stronie ciekawa piramida Wołowca Mięguszowieckiego. Podejście do Chaty pod Rysami Skręcamy i rozstajemy się ze znaną trasą. Teraz znów wszystko będzie nowe, przynajmniej do czasu wejścia na wierzchołek. Teoretycznie, powinniśmy być tam za 2:45h. Schronisko jest nieco bliżej – by tam dojść, będziemy potrzebować około 2 godzin. Chwilę po skręcie w szlak na Rysy. Nachylenie ścieżki niemal od razu lekko wzrasta. Powoli opuszczamy dno doliny i wchodzimy w jej boczne odgałęzienie, noszące nazwę Żabiej Doliny Mięguszowieckiej. Ponownie przecinamy Żabi Potok, mając okazję do podziwiania niewielkiego wodospadu po lewej stronie. Później zaczynamy piąć się zakosami po zboczu. Widoki z minuty na minutę robią się coraz ciekawsze. Szybko zmienia się również roślinność. O kosodrzewinę już trudniej, zostają tylko pojedyncze kępy trawy, która zresztą też wkrótce ustąpi skale. Po wejściu do Żabiej Doliny teren robi się dość surowy. Chwilowo jest również nieco łatwiej, bo ścieżka przy brzegu Wielkiego Żabiego Stawu ma niewielkie nachylenie. Na szlaku, co jakiś czas mijamy tak znanych nosiczów. To tatrzańscy tragarze, którzy na własnych plecach wnoszą wyposażenie do trudno dostępnych schronisk. Niektórzy mają ze sobą naprawdę mnóstwo rzeczy. Zapytaliśmy jednego z bardziej obładowanych o wagę bagażu. Odpowiedź brzmiąca 85 kilogramów niewątpliwie budzi szacunek. Dla tych ludzi jest to normalna praca, jednak jeśli ktoś sam chce się w takiego tragarza „pobawić”, to przy skręcie z asfaltu nad Popradzkim Stawem leżą gotowe zestawy, które można zabrać i samemu zanieść do Chaty pod Rysami. Ważą oczywiście dużo mniej (kilka – kilkanaście kilogramów), choć i forma zapłaty jest tu skromniejsza. Kto wniesie ładunek, może liczyć na darmową herbatę, a przy okazji również respekt ludzi na szlaku. Tatrzańscy nosicze w drodze do Chaty pod Rysami. Wielki Żabi Staw Mięguszowiecki. Nad nim, w prawej części zdjęcia, możemy podziwiać (od lewej): Wołową Turnię, Żabią Turnię Mięguszowiecką oraz Żabiego Konia. Po minięciu stawu, idziemy jeszcze kawałek prosto, a później mierzymy się z kolną porcją zakosów. Teraz jednak teren jest bardziej kruchy i o większym nachyleniu. Dalej mamy jedną z największych atrakcji tego szlaku. Krótki, choć bogato ubezpieczony żelastwem odcinek o umiarkowanej trudności. Najpierw parę łańcuchów, później drabinki na przemian z szerokimi, metalowymi podestami, a na koniec jeszcze jeden fragment z łańcuchami. Ta wersja sztucznych ułatwień jest tu od niedawna. Schodki zamontowano w 2016 roku i od tego czasu budzą sporo kontrowersji. Pojawiają się głosy, że Słowacy przesadzili, jednak sam widzę co najmniej dwie zalety takiego rozwiązania. Pierwsza dotyczy tragarzy, dla których na pewno jest to spore ułatwienie, a druga to pomoc w rozładowaniu zatorów, które lubią tworzyć się na tym szlaku w godzinach szczytu. Ja w sumie i tak staram się z tych wszystkich ułatwień nie korzystać. Tutaj spokojnie, bez narażania się na zbędne niebezpieczeństwo, można było wchodzić trzymając się wyłącznie skały (lub nawet nie trzymając niczego na ostatnim fragmencie łańcuchów), więc tak też zrobiłem. Pierwsza z metalowych drabinek. Dalej można iść po metalowych schodach lub nieco niżej, odcinkiem z łańcuchami. Kolejne ujęcie fragmentu ze sztucznymi ułatwieniami. Ostatni odcinek z łańcuchami jest łatwy i w sumie większość ludzi już ich tam nie używa. Mając za sobą ten ciekawy, prawdopodobnie najtrudniejszy na całej trasie fragment, ruszamy dalej w kierunku schroniska. Stąd nie jest już daleko. Skręcamy lekko w lewo i kamiennym chodnikiem ruszamy w górę dolinki. Nachylenie szlaku wzrasta, co trochę spowalnia marsz, jednak wciąż idzie się całkiem dobrze. A przynajmniej mi, bo jak się okazuje chwilę później, chłopaki chcą zrobić sobie przerwę. No nic, dziś mamy tu demokrację, więc siadam na jakimś większym, w miarę płaskim kamolcu i delektuję wczorajszymi kanapkami. Pozostali też wyciągają prowiant i ładują kalorie na dalszą wędrówkę. Parę minut później znów jesteśmy w drodze. Kamienistym podejściem mozolnie zdobywamy kolejne metry aż w końcu dochodzimy do wypłaszczenia, na którym zlokalizowano najwyżej położone w Tatrach schronisko. Końcówka podejścia do Chaty pod Rysami. Wolne Królestwo Rysów – witajcie! Chata pod Rysami – najwyżej położone schronisko w Tatrach (2250 metrów Do budynku nie wchodzimy. Chcemy jednak zobaczyć inną tutejszą atrakcję: stojący tuż nad przepaścią… wychodek. Ta słynna, przyozdobiona kolorowymi rysunkami konstrukcja, od strony urwiska posiada również przeźroczystą szybę. Widoki niezapomniane! Kolorowy wychodek w pobliżu Chary po Rysami. Żeby było zabawniej, od schroniska wytyczono tu szlak oznaczony kolorem brąowym. To jednak nie koniec przykładów humoru naszych południowych sąsiadów. Przy tarasie schroniska oparty jest miejski rower, przed wejściem urządzono przystanek komunikacji publicznej, a na dalszej trasie obowiązuje zakaz chodzenia w szpilkach. Przystanek autobusowy pod schroniskiem. Jest nawet rozkład jazdy. Na wysokogórski szlak tylko w odpowiednim obuwiu! Miejsce jest bardzo sympatyczne i pełne takich smaczków. Pewnie i tak nie odkryliśmy wszystkich. Nie będziemy jednak przeznaczać więcej czasu na poszukiwania. Widząc dużą liczbę ludzi zmierzających w stronę położonego 250 metrów wyżej szczytu, kończymy przerwę i ruszamy dalej. Wejście na Rysy Następnym etapem wędrówki jest dotarcie na przełęcz Waga. To nie będzie długa droga. Właściwie, widać ją niemal w całości na zdjęciu wklejonym powyżej. Nie jest zbyt wygodna, bo kamienie są różnej wielkości i nie zawsze równo ułożone, ale i tak nie sprawia nam większych problemów. Po kilkunastu minutach docieramy na szeroką przełęcz położoną pomiędzy masywami Rysów i Wysokiej. W kierunku wschodnim otwiera się rewelacyjny widok na wiele tatrzańskich kolosów, z których niejeden przekracza 2500 metrów. Widok z przełęczy Waga na wschód. Dostrzec można między innymi Lodowy Szczyt (na środku, wygląda na najwyższy), Łomnicę (piramida nieco po prawej), czy Małą Wysoką (wierzchołek najbardziej po prawej stronie). Na przełęczy skręcamy w lewo i kontynuujemy podejście po umiarkowanie nachylonym terenie. Stąd widać już szczyt, choć mamy do niego jeszcze około pół godziny marszu. Podejście na Rysy od strony przełęczy Waga. Po zakończeniu podejścia, ścieżka kieruje nas na zachodnie zbocze masywu. Najpierw musimy zejść kilka metrów po skalnym progu (koniecznie użycie rąk), a następnie wędrujemy kawałek w lekko eksponowanym terenie. Ścieżka jest tu szeroka, ale trzeba uważać, bo zjazd zboczem po lewej stronie na pewno nie byłby przyjemny. Szlak cały czas oznaczony jest wyraźnymi, czerwonymi symbolami. Przy dobrej widoczności, raczej ciężko byłoby zabłądzić. Lekko eksponowane przejście wzdłuż zachodniego zbocza Rysów. Przez chwilę było dość płasko, jednak ten etap dobiega końca. Szlak lekko skręca w prawo i wystrzeliwuje do góry. Do szczytu już naprawdę niedaleko, jednak ten końcowy odcinek pewnie trochę nas zmęczy. Trudno nie jest, ale dość często trzeba używać rąk. Zdarzają się też luźne kamienie, a po opadach wystąpi ryzyko poślizgnięcia. Ten fragment pokonujemy więc powoli, uważając również na konieczność mijania się ze schodzącymi turystami. Ostatnie podejście na szczyt Rysów. Po chwili wspinaczki docieramy do rozdroża, skąd możemy iść albo w lewo, na polski wierzchołek, albo na główny szczyt, leżący na Słowacji. O dziwo, ogromna większość turystów (nie tylko z Polski!) siedzi na tym pierwszym, na drugi nawet nie zaglądając. Skręcamy w lewo, mając plan, by wejść tym tylko „na zaliczenie”, natomiast dłuższą przerwę urządzić sobie po słowackiej stronie. Tłum na polskim wierzchołku Rysów. W tle nieźle widać Mięguszowieckie Szczyty (po lewej) oraz Orlą Perć (prawa strona). Na wierzchołku Słowackim o wiele mniej ludzi. Za szczytem, po lewej stronie świetnie prezentuje się Gerlach, a po prawej Wysoka. Po polskiej stronie fajnie widać również sąsiednie Niżnie Rysy. Siedząc na szczycie wspominam swoje zimowe wejście tutaj. Jakże inne były warunki, trudności oraz atmosfera na szczycie. Dziś jest tłoczno i gwarno, a ludzie wręcz przepychają się by zrobić sobie zdjęcia w co ciekawszych miejscach. Chyba jednak zimą było fajniej, choć i to wejście dało mi wiele satysfakcji. Warunki na szczycie mamy doskonałe. Nie za ciepło, z umiarkowanym wiatrem i bardzo dobrą widocznością. Praktycznie żaden z okolicznych szczytów nie jest przesłonięty chmurami, więc możemy delektować się kompletną panoramą. Ta może nie jest najlepszą ze wszystkich dostępnych w Tatrach, ale i tak potrafi zrobić wrażenie, szczególnie, gdy spojrzy się na południowy – wschód. Siedzimy wciśnięci pomiędzy kamienie i przechodzących obok nas ludzi. Jemy, uzupełniamy płyny, delektujemy się krajobrazem i… planujemy kolejne wejścia. Bo z Rysów świetnie widać parę innych górek, które mogłyby stanowić atrakcyjny cel nieco ambitniejszej, tatrzańskiej wycieczki na pograniczu trekkingu i wspinaczki. Zejście i powrót do domu Na szczycie spędzamy około 40 minut. Ja mógłbym siedzieć jeszcze drugie tyle, ale chłopaki chcą schodzić, więc znów działa demokracja i postanawiamy wracać. Początek drogi w dół to ponownie stromy fragment, gdzie trzeba sobie trochę pomagać rękami i uważać na innych. Na szczęście, jest tu dość szeroko, więc przy dobrej woli z obu stron wyminięcia przebiegają całkiem sprawnie. Po paru minutach stromizna się kończy i jestem na płaskim przejściu wzdłuż zachodniego zbocza. Ruszam w stronę skalnego progu, jednak po drodze zatrzymuję się, by ściągnąć dodatkową odzież, ubraną do ochrony przed wiatrem na szczycie. Teraz jest mi ciepło, a ponieważ zbliża się południe, będzie tylko gorzej. Na dole pewnie panuje już niezły skwar. Chwila względnie płaskiego, choć wcale nie banalnego terenu. Idę dalej, wspinam na kilkumetrowy próg, a następnie zaczynam zejście na przełęcz Waga. W dół idzie się o wiele przyjemniej, a przed sobą mam fantastyczny widok na masyw Wysokiej. Wspomniany już kilkukrotnie próg skalny. Zejście na przełęcz Waga z rewelacyjnym widokiem na Wysoką. Na przełęczy skręcamy w prawo i obieramy kurs na Chatę pod Rysami. Ten fragment jest krótki, więc już po około 10 minutach wygrzewamy się na ławce pod schroniskiem, czekając na jednego z kolegów, który został nieco w tyle. Powrót pod schronisko. W lewej części zdjęcia góruje Wielka Kopa Popradzka Po chwili przerwy ruszamy dalej, opuszczając, jak głosi tabliczka, Wolne Królestwo Rysów i kierując w stronę Żabiej Doliny Mięguszowieckiej. Przez jakiś czas idziemy kamienistym chodnikiem z niezłym widokiem na Żabie Stawy, by w końcu dotrzeć do jednego z moich ulubionych odcinków na tej trasie – krótkiego fragmentu ze sztucznymi ułatwieniami. I tu przeżywam lekki szok, bo widzę, że kolejka z ludzi chcących się dostać na łańcuchy ma dobre 100 metrów! Owszem, znam te widoki z internetowych zdjęć, jednak jako osoba zawsze starająca się być wcześnie na szlaku, na żywo taki zator widzę po raz pierwszy. Na szczęście, my nie będziemy w nim stać. Wchodzący idą jedną stroną przy starych łańcuchach, a dla wracających ze szczytu dostępną są te śmieszne schodki i pochyle drabinki. Schodzenie jest więc dość płynne, a miejsca, gdzie trzeba sobie ustępować pierwszeństwa zdarzają się sporadycznie. Początek łańcuchów w drodze powrotnej – tu jeszcze jest spokój. Jednak kilkadziesiąt metrów dalej widzimy już niezły zator na szlaku. Niżej czeka nas trochę zakosów po zboczach Żabiej Doliny, później spokojny przemarsz nad brzegiem Wielkiego Żabiego Stawu i w końcu kolejne zygzaki na dno Doliny Mięguszowieckiej. Przejście przy Żabich Stawach. Kolejne etapy nie są już szczególnie ciekawe. Przy Żabim Potoku kończy się czerwony szlak i po znakowanej na niebiesko trasie ruszamy w stronę Popradzkiego Stawu. Ścieżka jest łatwa, choć teraz wędrówka już trochę się dłuży. Po około 20-30 minutach drogi wśród gęstniejącej roślinności docieramy do asfaltu. Tym razem również odpuszczamy wizytę nad taflą Popradzkiego Stawu i od razu ruszamy w stronę parkingu. Teraz mamy okazję potwierdzić, że droga nad Popradzki Staw istotnie zasługuje na porównanie z naszym rodzimym szlakiem w stronę Morskiego Oka. Na trasie jest masa ludzi, często w ogóle nie zainteresowanych wejściami powyżej jeziora. Sporo osób pcha dziecięce wózki. Jest głośno i szczerze mówić, niezbyt przyjemnie. Brakuje tylko konnych dorożek, ale dla równowagi, zamiast nich dopuszczono tu ruch rowerów. W drodze znad Popradzkiego Stawu w stronę parkingów. Wycieczkę kończymy parę minut po 14-stej, więc finalnie zeszło nam coś koło 8:20h. Czas całkiem zgodny ze szlakowym, choć my wliczyliśmy w to dobre 1,5 godziny przerw. Zabieramy zza szyby kartkę od parkingowego i kierujemy w stronę wyjazdu. Chwilę później ktoś nas zatrzymuje, upominając o należne 6 euro. Płacimy, jedziemy dalej. Po około kilometrze skręcamy w drogę 537 i tą samą trasą co rano kierujemy w stronę Krakowa. Podsumowanie Faktycznie, wejście na Rysy od Słowacji okazało się dużo łatwiejsze niż zdobycie tego szczytu polskim szlakiem. Trasa od Popradzkiego Stawu była krótsza, bezpieczniejsza i o wiele łatwiejsza technicznie. Po skończeniu wycieczki nie czułem się jakoś szczególnie zmęczony i spokojnie mógłbym jeszcze parę godzin połazić. Nie oznacza to jednak, że było nudno, czy czuję jakikolwiek niedosyt. Szlak jest bardzo ciekawy i moim zdaniem dość różnorodny. Podczas tej niedługiej wycieczki można zobaczyć sporo fajnych krajobrazów, zasmakować trochę trudności oraz oczywiście, zdobyć najwyższy, dostępny dla turystów szczyt Tatr. A więc, zdecydowanie warto. Trasę mogę śmiało polecić nawet średnio-zaawansowanym turystom. Wiem też, że masa ludzi ma spore ciśnienie, by jak najszybciej „zaliczyć Rysy”. Nierzadko, chcą to zrobić nawet podczas swojego pierwsze wypadu w Tatry. Nie sądzę, by było to rozsądne, jednak jeśli już ktoś koniecznie musi, to droga ze Słowacja na pewno będzie tą bezpieczniejszą, a przy tym wcale nie brzydszą. Mapa trasy:

07.07.2021 Przełączka pod Rysami. Miejsce łączenia szlaków letniego z zimowym. Jeżeli film się podobał subskrybuj kanał i kliknij łapkę w górę 👍 Autor: mieszkaniecgalicjiOpracowano: 2012-07-22 10:18:20Trasa: Štrbské Pleso Trigan Popradské pl. Nad Žabím potokom Ch. pod Rysmi Rysy Ch. pod Rysmi Nad Žabím potokom Popradské pl. Trigan Štrbské PlesoDzień był naprawdę piękny Sąsiadka z synem x2 Iwona/OPGK/ Master Mateusz /SKANSKA/ Ja i Kasia Autor: dworekOpracowano: 2013-08-20 16:13:07Trasa: Popradské Pleso, zast. Symbolický cintorín, rázc. Popradské pl. Nad Žabím potokom Ch. pod Rysmi Rysy Czarny Staw nad Morskim Okiem Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich Siklawa Tablica Zawrat Kozia Dolinka Czarny Staw Gąsienicowy Schronisko PTTK na Hali Gąsienicowej Przełęcz między Kopami Kuźnice g. - wyjazd do Zakopanego z Namysłowa g. - zakwaterowanie w centrum Zakopanego g. - wejście na piwo na Gubałówkę g. - wyjazd do Słowacji na parking Popradske Pleso g. - wyjście na szlak wg. mapy g. - zakończenie w Kużnicach i dojście do kwatery
Dla porównania szlak na Rysy po stronie polskiej. Palenica Białczańska - Schronisko PTTK przy Morskim Oku - Rysy 2499 m n.p.m. Do pokonania mamy 12.4 km, s uma podejść 1722 m + 207 m zejść, oraz oczywiście powrót. Wejście na Rysy od strony Słowackiej. Popradské Pleso, zastavka - Nad Žabím potokom - Rysy 2503 m n.p.m.
DOJAZD, WĘDRÓWKA DO MORSKIEGO OKA ORAZ OTOCZENIE Do Palenicy Białczańskiej dojedziemy busem za 12 zł, z Zakopanego (najlepiej z centrum - poznasz po tłumach ludzi). Jeśli jedziemy własnym autem, to musimy pamiętać, że od 2 sierpnia 2021 nie ma możliwości zaparkowania samochodu na parkingu w Palenicy Białczańskiej (początek szlaku do Morskiego Oka) bez biletu elektronicznego. Bilet w cenie 35 zł/dzień zakupisz na stronie: BILET ELEKTRONICZNY NA PARKING DO MORSKIEGO OKA. Taką zmianę wprowadzono po tym, jak z powodu koronawirusa polska turystyka przeżywa istne oblężenie. W okolicach Łysej Polany i przed początkiem szlaku prowadzącego do Morskiego Oka codziennie powstawały kilkukilometrowe korki. Bilet elektroniczny ma za zadanie ograniczyć liczbę zaparkowanych pojazdów do 800 samochodów. Reszta chętnych osób może dostać się w ten rejon, korzystając z busów kursujących z centrum Zakopanego. Kierowcy busów również przeżywają oblężenie, ponieważ kolejka chętnych czasami ma aż kilkaset metrów długości! Ludzie, którzy są związani z Tatrami bardziej niż niedzielna lub wakacyjna turystyka, zazwyczaj nie podróżują w te góry z powodu przeraźliwie dużych tłumów nieodpowiedzialnych turystów. W takich warunkach przyjemność przebywania w górach zostaje dosłownie 'zabita'. Stamtąd rozpoczynamy wędrówkę nad Morskie Oko. Jeśli mieszkamy bliżej ulicy Kościuszki, możemy wybrać dojazd busem, który nieoficjalnie zawiezie nas w to samo miejsce. Cena za przejazd jest taka sama. Z Palenicy Białczańskiej idziemy, żmudną asfaltową drogą do Morskiego Oka. Droga ma 9,2km długości i wprawny turysta powinien pokonać ją w 1h 30min. Turyści, którzy nie odwiedzają gór regularnie przechodzą zwykle tą drogę w 2h do 2h 30min. Po pierwszych 30min powinniśmy dojść do Wodogrzmotów Mickiewicza – pięknego wodospadu, niestety widokowo zepsutego mocno przez wysoki most. Po około 15-20min wędrówki dojdziemy do skrótów, czyli czterech podejść z kamiennych schodów omijających serpentyny. Przejście tego odcinka powinno zająć 15-30min, w zależności od kondycji. Skróty składają się z dwóch krótkich podejść, trzecie jest długie i czwarte bardzo krótkie, ale strome. Idziemy tutaj schodami ułożonymi z kamieni. Wychodzimy na ostatnią serpentynę, gdzie dalej kierujemy się asfaltową drogą pod górę. Ciągle nią idziemy aż do samego Morskiego Oka. Z drogi przed sobą, będziemy widzieli Mięguszowieckie Szczyty. Po drodze miniemy parking Włosienica, dający wspaniały widok na Tatry, który rozbudzi w nas dodatkową motywację wędrówki. Za chwilę miniemy jeszcze Market Turystyczny. Od parkingu Włosienica do marketu możemy pójść krótkim odcinkiem chodnika zbudowanego ze starych płyt. Odtąd zobaczymy pierwszą kosodrzewinę i zmieniające się otoczenie. Zostało nam jeszcze tylko jakieś 10-15min wędrówki. Dochodzimy do Schroniska nad Morskim Okiem, pokonując tym samym 9,2km asfaltowej drogi. W godzinach porannych i popołudniowych schronisko jest przeludnione i trudno dostać się do środka. Z tarasu schroniska możemy zobaczyć chyba najpiękniejszy i znany z kartek pocztówkowych widok na Mięguszowieckie Szczyty oraz na całe Morskie Oko. Przy budynku wybieramy czerwony szlak, gdzie musimy zejść po około 40 kamiennych schodach. Teraz jesteśmy na poziomie Morskiego Oka 1410 m Stoi tu drogowskaz i tablice informacyjne, mówiące o zakazie dokarmiania zwierząt. Najczęściej ludzie dokarmiają kaczki i ryby. Również jesteśmy zachęcani, żeby nie wrzucać niczego do stawu. W tym miejscu po raz pierwszy dowiemy się, że na Rysy powinniśmy dojść w około 4h 15min. Ze schroniska mamy dwie możliwości. Przed sobą mamy dwa czerwone szlaki okalające Morskie Oko. Ze względu na przyrodę zdecydowanie polecam okrążyć staw od lewej strony, ponieważ w godzinach porannych mamy duże prawdopodobieństwo zobaczenia odbić gór w wodzie. Widok jest niesamowity! Dodatkowo zobaczymy fenomenalne limby z odsłoniętymi korzeniami, które objęły już w całości wielkie głazy. Kilkadziesiąt metrów dalej od tablic informacyjnych idziemy drewnianym mostkiem na Rybim Potoku. Jest to wspaniałe miejsce do obserwowania odbić Mięguszowieckich Szczytów w wodach stawu. Pod mostem ustawiono niewielką zaporę, dzięki czemu jest dość głęboko i widać bardzo wyraźnie odbity obraz. Kilka kroków dalej, za pierwszym zakrętem w prawo, gdzie szlak obchodzi Morskie Oko długim łukiem, wchodzimy w niewielki las. Teraz podchodzimy na małe, lokalne wzniesienia, po czym szybko schodzimy ponownie do poziomu Morskiego Oka. Szlak prowadzi ścieżką, gdzie zobaczymy dwa rzędy poukładanych kamieni, tworzące coś na wzór krawężnika. Wśród kamieni, w prawym rzędzie z pewnością dostrzeżemy kamień przypominający mapę konturową Polski z odwrotnie wyrzeźbioną „Wisłą”. Za chwilę, po prawej stronie dojdziemy do prześwitu w lesie i małego wzniesienia – klepiska. Warto tutaj stanąć i popatrzeć na Morskie Oko z pewnej wysokości. Niesamowite odbicia gór w wodach Morskiego Oka Nietypowy kamień w kształcie granic Polski Wzgórze jest małym klepiskiem, gdzie glebę ubiły miliony turystów, pozujących do zdjęć. Na środku wzniesienia stoi samotny głaz, gdzie ludzie najczęściej odpoczywają i podziwiają widoki. Właśnie tutaj, po prawej stronie zauważymy piękną limbę, co swoimi korzeniami opasała ze wszystkich stron duży głaz. Limba wyróżnia się, ponieważ jej korzenie w większości wystają wysoko ponad powierzchnię ziemi. Na pniu zauważymy figurkę Matki Boskiej Szczęśliwego Powrotu, gdzie niektórzy turyści zostawiają swoje karteczki z modlitwami. Figurka jest zwykle przystrojona małymi, żółtymi kwiatami. Trochę dalej od tego miejsca zauważymy jeszcze po prawej stronie ciekawy, niski świerk, zachodzący częściowo na drogę. Z jego pnia wystaje pod kątem prostym nieco cieńsza od samego drzewa gałąź. Ta sama gałąź za chwilę pnie się pionowo do góry. Od małego wzniesienia z limbą, głazem i widokiem na Morskie Oko szlak prowadzi już chodnikiem z ułożonych kamieni. Za nietypowym świerkiem, ścieżka stopniowo prowadzi w dół, gdzie dojdziemy do karłowatego lasu. Od tego momentu mamy piękne widoki na całe Morskie Oko i właśnie tutaj możemy zobaczyć pierwsze odbicia Miedzianego i Opalonego Wierchu. Nieco dalej, kamienny chodnik przecina pierwszy, mały i lodowaty potok. W chodniku ułożono dodatkowy kanalik, żeby wody mogły swobodnie wpływać od stawu. Za moment przekraczamy kolejny potok o takiej samej szerokości. W ich rejonie ścieżka zakręca dość szerokim łukiem, dzięki czemu mamy inny widok na odbicia gór. Tutaj po raz ostatni możemy popatrzeć na odbicia Mięguszowieckich Szczytów. Odwracając się za siebie, patrzymy w kierunku północno-zachodnim, w stronę schroniska nad Morskim Okiem, skąd zobaczymy piękne odbicia Miedzianego i Opalonego Wierchu. Budynek schroniska również pięknie odbija się w stawie. Obraz gór i schroniska w wodzie mogą zakłócić jedynie płytkie, mętne wody lub też gałęzie wrzucone do stawu blisko brzegu. Chcąc ominąć tą niedogodność, warto pójść za szeroki łuk ścieżki, za którym znajdziemy z pewnością drugie takie samo miejsce z czystą i niezmąconą wodą. Za pierwszym łukiem wody są głębsze i nie znajdziemy już żadnych „brudów”. Przy brzegu zauważymy za to kilka małych kamieni, które nie zakłócają w żaden sposób widowiska. Trochę dalej przechodzimy nad większym potokiem. W chodniku ułożono szerszy kanał dla niego. Jeszcze tylko chwila i dochodzimy do skrzyżowania szlaków. Obie czerwono znakowane ścieżki łączą się pod wielkim wzniesieniem, na szczycie którego zobaczymy chyba najpiękniejszy staw całych Tatr – Czarny Staw pod Rysami. Przed skrzyżowaniem przekraczamy jeszcze ostatni, największy potok. Warto zwrócić na niego uwagę, ponieważ spływają nim wody z Czarnego Stawu, które trafiają do Morskiego Oka. Po drodze tworzą Czarnostawiańską Siklawę – wąski, ale piękny wodospad, niestety słabo widoczny ze szlaku. Ostatni potok jest dość szeroki. W jego wodach ułożono w równych odstępach okrągłe kamienie, żebyśmy mogli skakać z jednego na drugi, by przejść suchą stopą. Pierwsze odbicia Miedzianego i Opalonego Wierchu w wodach Morskiego Oka PODEJŚCIE NA CZARNY STAW POD RYSAMI W miejscu, gdzie łączą się oba szlaki, mamy wspaniały widok na całe Morskie Oko. Z pewnością skorzystamy z okazji i staniemy tu na chwilę, żeby popatrzeć na staw. Na styku szlaków ułożono równy chodnik z białych kamieni, a z każdej strony ostatnie fragmenty ścieżek ozdobiono barierkami ze świerkowych bali. Warto zatrzymać się na moment, ponieważ w Morskim Oku odbija się dodatkowo inny, ciekawy wodospad u stóp Miedzianego, który bezpośrednio wpływa do stawu. Od tego momentu zakręcamy w lewo do góry – po kamiennych schodach. Rozpoczynamy podejście na Czarny Staw pod Rysami. W początkowym fragmencie idziemy płaskim, kamiennym chodnikiem. Za chwilę płaski chodnik nieznacznie poprowadzi nas bardzo długimi schodami. Trzeba przyznać, że dobrano tutaj bardzo starannie kamienie i mamy wrażenie, że każdy pasuje do siebie co do centymetra. Niestety takich stopni mamy tylko paręnaście, ponieważ nasza trasa szybko wznosi się coraz bardziej stromo do góry. Długie schody stają się coraz krótsze i za krótką chwilę pójdziemy już po stopniach o szerokości jednego kamienia. Całe podejście powinno zająć nam około 45min, ale ludzie, którzy przyjeżdżają w góry okazjonalnie, będą mieli od tego miejsca większy problem z kondycją i złapaniem tchu. Ścieżka staje się wymagająca, ponieważ w krótkim czasie pokonujemy różnicę wysokości 180m w pionie. Idąc 15min równym tempem, dojdziemy do miejsca, gdzie możemy zza krzaków spojrzeć na Czarnostawiańską Siklawę znajdującą po lewej stronie szlaku. Kiedy odpoczywamy z powodu dużej stromości zbocza górskiego, warto rozejrzeć się po okolicy i zobaczyć przebieg całego potoku łączącego Czarny Staw pod Rysami z Morskim Okiem. Trochę wyżej szlak zakręca dość mocno w lewo, skąd mamy dobry widok na pozostałą część podejścia oraz na naturalną „zaporę”, powyżej której znajduje się Czarny Staw. To miejsce poznamy po charakterystycznej limbie, która niewzruszenie trzyma się na okrągłej skale, opasając ją ze wszystkich stron bardzo gęstymi korzeniami, jak ośmiornica. W porównaniu z drzewem tego samego gatunku widzianym na dole, przy Morskim Oku na wzgórzu, ta jest samotna i wręcz wystawiona na złe warunki atmosferyczne. Mimo tego wygląda na zdrową, silną i nie do przewrócenia. Zanim dojdziemy do Czarnego Stawu, na 5min wędrówki do poziomu jego wód, zauważymy jeszcze jeden mały wodospad położony powyżej Czarnostawiańskiej Siklawy. Wodospad ten możemy również zobaczyć po lewej stronie szlaku, gdy nieco zejdziemy ze szlaku w lewo na kilka metrów przed Czarnym Stawem. Od tego miejsca pozostało nam zaledwie kilka kroków i dochodzimy do Czarnego Stawu pod Rysami. Jeśli wyruszyliśmy wcześnie rano, to pomimo upływu czasu, promienie słońca jeszcze tu nie docierają. Staw zawdzięcza swoją nazwę od wód, które z daleka wyglądają na bardzo ciemne. O tej porze dnia dostrzeżemy w nim jedynie piękne odbicia żlebów i płatów śnieżnych. Kiedy popatrzymy w prawo, zauważymy dodatkowo drewniany krzyż. Upamiętnia on osoby, które zginęły w lawinie z dnia 28 stycznia 2003. Zginęło wówczas 8 osób, a sama wycieczka z licealistami nie powinna się w ogóle odbyć, chociażby ze względu na odwilż, która jest pewnikiem nadchodzącej lawiny. Piękno Czarnego Stawu pod Rysami REJON CZARNEGO STAWU POD RYSAMI ORAZ SZLAK NA RYSY Nad Czarnym Stawem nasz szlak nagle urywa się. Na końcu ścieżki wchodzimy na ogromną, płaską skałę, która jest częścią ścieżki. Po prawej stronie zauważymy z łatwością dwa inne, większe głazy, pomiędzy którymi przebiega ścieżka wśród gęstej kosodrzewiny. Jest to zielony szlak na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem 2307 m – mój najpiękniejszy szlak w Tatrach Wysokich po polskiej stronie. Po lewej zaś, zauważymy parę większych skał, na których rozsiądą się dziesiątki turystów. Z wielkiego głazu mamy najpiękniejszy widok na Morskie Oko. Teraz widzimy, jak wysoko zaszliśmy i możemy sobie uświadomić, jak pięknie musi być, gdy wejdziemy na Rysy! Od tablic informacyjnych – takich samych, jak nad Morskim Okiem – szlak rozpoczyna okrążanie Czarnego Stawu. Od tego momentu rozpoczynamy właściwy szlak na Rysy, którym podążą tłumy w późniejszej części dnia. Z tego powodu warto wyruszać jak najwcześniej, a jeśli to możliwe, to nawet przed wschodem słońca. Ja zwykle zaczynam o w nocy, dzięki czemu na szczycie mam około cztery godziny całkowitego spokoju. Ta trasa jest szczególnie oblegana w sezonie. Teraz skręcamy w lewo i schodzimy kamiennymi schodami do wielkiej, gładkiej skały, za którą rozpoczyna się kolejny kamienny chodnik. Wzdłuż ścieżki ponownie zobaczymy drewniane barierki zrobione z okorowanych, młodych świerków. Nasz szlak prowadzi bardzo długim łukiem w prawą stronę. Po przeciwnej stronie, na stokach górskich, z pewnością zauważymy gęste paprocie. Wśród nich leżą pojedyncze głazy. Nieco dalej, za łukiem, po prawej stronie, dojdziemy do dużego głazu narzutowego, gdzie namalowano czerwony znak. Poznamy go po tym, że skała jest pęknięta na jednej trzeciej wysokości, pod ukosem w dół. Pomiędzy głazami i kamieniami rosną gęste jagody, które idealnie wypełniają szczeliny pomiędzy nimi. Szlak za skałami skręca łagodnie w prawo, prowadząc wśród zdrowej kosodrzewiny i małego gołoborza. Idąc łukiem, widzimy jak obchodzimy staw. Za małym rumowiskiem kamieni warto zwrócić uwagę na inny głaz, ponieważ jest największy przy ścieżce i po jej lewej stronie zauważymy pęknięcie w jego połowie. Mamy wrażenie, że cała skała składa się z dwóch fragmentów, jak gdyby położono jeden na drugim. Na jej pionowej części, pod zagięciem, widnieje nowszy czerwony znak. Stary znajduje się nieco powyżej. Ale nie to powinno zwrócić naszą uwagę. W okolicach głazu i rumowiska kamiennego znajdziemy kolibę po lewej stronie szlaku. Można tam zajrzeć. Czarny Staw pod Rysami okrążamy od lewej strony. Trasa jest bardzo piękna i widokowa Koliba jest to mała jama, zwykle znajdująca się pod jakimś większym głazem lub skałą. Turyści najczęściej „poprawiają” takie miejsca, usypując z mniejszych kamieni mur. W środku jamy ubita ziemia jest zarośnięta częściowo trawą. Trochę dalej szlak przecina omawiane rumowisko skalne i przechodzimy kamiennym chodnikiem na słabo wznoszący się teren. Za sobą widzimy cały przebieg trasy. Kiedy spojrzymy na stoki opadające ku Morskiemu Oku, zauważymy, że porastają je jasnozielone trawy. W tle widać skaliste i prawie pionowe ściany Mięguszowieckich Szczytów. Pod wodą, w Czarnym Stawie, z łatwością dostrzeżemy wielką, podłużną i wąską, brązową skałę. Za nią przechodzimy kolejne rumowisko kamieni, gdzie jego część wpada do wody. Przedostajemy się w rejon, gdzie widoki nad Czarnym Stawem są najpiękniejsze. W czasie słonecznej pogody wody przybierają szmaragdowego koloru, jak w Chorwacji nad morzem. Nieco dalej ścieżka przybliża nas ponownie do brzegu stawu tak, że do wody mamy tylko odległość równą dwom większym głazom. Podobnie, jak poprzednio, tutejsze głazy częściowo są zanurzone w stawie. Nie ma chyba osoby, która nie wyciągnie w tym miejscu aparatu, ponieważ okolica jest przepiękna! Dwa z nich, leżą w wodzie bardzo blisko siebie i wystają ponad jej powierzchnię. Widok przypomina nieco klimat greckich lub chorwackich wakacji. Na dwóch sąsiednich głazach leżących tuż przy brzegu, nie zanurzonych w wodzie, rosną małe kępy mchu, porastające je tylko na czubku. W miejscu, gdzie szlak wytyczono w ich pobliżu, inne głazy utworzyły naturalną „bramę”. Za następnym usypiskiem kamieni, zauważymy w Czarnym Stawie wielki głaz, który wyglądem przypomina górę lodową. Nad powierzchnię wody wystaje tylko skromny "szczyt" tej góry, a na dnie leży zdecydowana jej większa część. Chwilę później szlak prowadzi już w kamienistym terenie. Po lewej stronie widzimy ogromne skały, które mogą sprawiać wrażenie, jakby zaraz miały się oderwać i spaść na szlak. Ścieżka nadal prowadzi ułożomnym chodnikiem, omijając wszystkie nierówności terenu. Idziemy tak jeszcze przez około 30 metrów, po czym przechodzimy wąski pas kosodrzewiny, za którym wkraczamy na otwarte trawiaste powierzchnie. Po drodze będziemy mijali naprzemiennie polany pełne kwitnących kwiatów i rumowiska kamieni. Piękne, podwodne głazy widziane ze szlaku (Czarny Staw pod Rysami) Zanim rozpoczniemy podchodzenie na Rysy za Czarnym Stawem, warto zwrócić uwagę na końcowy fragment szlaku otaczającego Czarny Staw. Przechodzimy tam pięknymi polanami, gdzie kwitnie mnóstwo fioletowych, kulistych oraz dzwoneczkowatych kwiatów. Jest tu nadzwyczaj spokojnie. Przed nami widać ostatni fragment trasy prowadzącej przy stawie. Dalej, przed sobą, mamy już tylko widok na strome podejście i pierwszy trawers, którym za niedługo będziemy wchodzić na Rysy. Podobnie, jak podczas stromizny na Czarny Staw, zabraknie tchu i będzie trzeba nieraz bić się z myślami „po co ja tu przyszedłem”... Wylejemy siódme poty podczas tego stromego podejścia, bo lżej nie będzie już ani na chwilę… Zanim jednak dojdziemy do końca stawu, przechodzimy obok kamiennego muru, który widzimy po swojej lewej stronie. Zabezpiecza on szlak przed osuwaniem się kamieni z wyżej położonego rumowiska skalnego. Nieco dalej przejdziemy obok kolejnego czerwonego znaku. Dalej ścieżka prowadzi nas przez wąski pas bujnej trawy, po czym dochodzimy do następnego muru. Po jego drugiej stronie z łatwością zauważymy dużą wyrwę w ziemi, kończącą się tuż przy stawie. Rozpoczynamy kondycyjne podejście na Rysy. Licznie występujące kwiaty na trasie za Czarnym Stawem pod Rysami PODEJŚCIE NA BULĘ POD RYSAMI Idąc do końca Czarnego Stawu mogliśmy wypocząć wędrując. Szlak nie przedstawiał żadnych trudności, ani nie pokonywaliśmy żadnych wzniesień. Teraz znajdujemy się na wysokości 1583 m Mamy tutaj ostatnią sposobność, by podejść do brzegu Czarnego Stawu pod Rysami, ponieważ od szlaku odbija dość szeroka ścieżka na płaski teren przypominający malutką żwirową plażę. Nieco dalej po lewej, omijamy ogromną skałę o kształcie sześcianu. Dosłownie wyrasta spod ziemi. Co ciekawe, przy tej malutkiej „plaży” możemy zobaczyć dwa małe drzewka liściaste. Są to niskie jarzębiny. Ciekawy jest fakt, że w tym rejonie nawet świerki nie dotarły na tak dużą wysokość. Rozpoczynamy podchodzenie. Szlak zakręca nieco w lewo, gdzie dochodzimy do kolejnego kamiennego muru. Trzeba przyznać, że ten mur jest bardzo równo zbudowany, a wzdłuż niego ułożono idealnie płaski chodnik. W tym miejscu, po raz ostatni możemy podziwiać odbicia Mięguszowieckich Szczytów w Czarnym Stawie. Najlepiej widać stąd ich grań oświetlaną przez słońce. Kiedy dochodzimy do linii brzegowej stawu, szlak zaczyna wznosić się stromo do góry. Najlepiej stąd widać odbicia Miedzianego i Opalonego Wierchu. Kamiennymi stopniami rozpoczynamy podejście wśród kwiecistych polan. Już za chwilę, kolejne stromo opadające usypisko skalne przecina szlak tak, że koniecznie ustawiono trzy wielkie głazy po prawej stronie, żeby go zabezpieczyć. Wolne przestrzenie wypełniono małymi kamieniami. Ścieżka w tym miejscu jest bardzo równa i stopniowo biegnie do góry. Za głazami trasa przebiega dalej, wśród kęp bujnych traw. W tym miejscu trawersujemy dwa mniejsze żebra skalne, przechodzimy przez kamienny żleb na drugą stronę i mamy przed sobą wspaniały widok na nigdy nietopniejący, wielki płat śnieżny. Pierwszy płat śnieżny, tuż za Czarnym Stawem pod Rysami Strome podejścia będą aż do Buli pod Rysami Wystarczy popatrzeć nieco do góry wzdłuż tego żlebu, by zobaczyć dość dużą jamę w tym płacie. Z jej środka początek bierze niewielkie strumyk, którego wody wpadają do Czarnego Stawu. Co ciekawe, śnieg tworzy tak zwartą skorupę, że raczej przypomina fragment pozostałego lodowca. W miejscu żlebu ścieżka prowadzi nas kamiennym mostkiem. Wraz z wysokością zauważamy, że trawy bledną i stają się jaśniejsze. Podchodząc nieco wyżej, dojdziemy do poziomu płatu śnieżnego. Przed nim widać wielką, ukośnie leżącą skałę, na której namalowano czerwony znak. Za wielkim głazem szlak zakręca w prawo, dzięki czemu mamy pełny widok na biały płat i jamę. Patrząc w dół, na Czarny Staw, zauważymy dwie małe jarzębiny na jego tle, na które patrzeliśmy trochę niżej. Ciekawostką jest to, że kiedy spojrzymy na przeciwny brzeg Czarnego Stawu, mamy wrażenie, że jego wody spływają wielkim wodospadem w równie wielką przepaść. Mamy wrażenie, jakby za pasem skał nagle opadało zbocze pionowo w dół, tworząc ogromne urwisko. Jest to miejsce, gdzie podchodziliśmy na Czarny Staw od strony Morskiego Oka. Niesamowity widok na Czarny Staw pod Rysami z okolic pierwszego płatu śnieżnego Złudne wrażenie, jakby wody Czarnego Stawu spadały z krawędzi wielkiego urwiska Kiedy zakręcimy w prawo przy płaskiej skale ze znakiem, ścieżka poprowadzi nas jeszcze sześcioma trawersami (zygzakami) do góry. Poczujemy nasz ciężki oddech. Dookoła na razie nic się nie zmienia. Wystarczy spojrzeć wprost przed siebie, by zauważyć wielki, wysoki i szeroki „wąwóz” skalny, w którym będzie przebiegać nasza. Nie jest to dosłowny wąwóz, ale w otoczeniu majestatycznych gór tak się właśnie czujemy. Jego zwieńczeniem jest słynna Bula pod Rysami 2054 m która będzie od teraz naszym najbliższym upragnionym miejscem, do którego będziemy chcieli dojść. Po pokonaniu 6-ciu trawersów i paru zakoli, szlak przez krótką chwilę poprowadzi nas prostą drogą. Po lewej stronie z łatwością dostrzeżemy początek żlebu przy ścianie skalnej, którego przechodziliśmy kamiennym mostkiem poniżej. Nieco powyżej ścieżka zakręca w prawo i za chwilę w lewo, ponieważ trasa omija dwa płasko leżące głazy. Na pierwszym z nich znajdziemy czerwony znak. Obchodząc je, po lewej stronie widać poszarpane skały, schodzące ukośnie w dół ściany skalnej, gdzie swój początek brał żleb z płatem śnieżnym. Na jednej ze skał na tej ścianie powinniśmy zauważyć namalowany czerwony pas. Nieco wyżej szlak prowadzi trzema następnymi trawersami z kamiennych stopni. Na dwóch powyższych zakrętach stoją dwie skały. Jedna stoi na pierwszym, a druga na kolejnym. Na obu widać czerwone znaki. Ciekawy jest ostatni z tych zakrętów, ponieważ leży tam płaska i cienka skała. Jest wbita płaską stroną do ziemi tak, jakby broniła wejścia na dalszą część trasy. Można ją obejść, stawiając jedynie większy krok. Jeszcze raz możemy stąd dostrzec wejście do jamy w płacie śnieżnym. Po przejściu serii trawersów ścieżka przebiega prosto wśród polan. Równolegle z naszym szlakiem, po prawej stronie widać wąską, wydeptaną ścieżkę. Za wydeptaną ścieżką brakuje kilku schodków i musimy przejść w powstałej dziurze. Od tego momentu dzieje się trochę więcej na trasie. Za wyrwą szlak skręca ostro w prawo. Na zakręcie, za ścieżką, leży podłużny i płaski głaz. Za zygzakiem szlak znowu zakręca w prawo pod pionowymi ścianami skalnymi, za którymi oprócz traw, widać poszarpane skały wystające spod ziemi. Ścieżka co chwilę zmienia swój bieg i teraz skręca z powrotem łukiem w lewo, przy płaskim głazie ze znakiem, a za moment biegnie ukośnym zboczem stromo do góry. Przy następnej skale z oznaczeniem, trasa nieznacznie zakręca w prawo, ale tylko na moment. Od tej chwili przejdziemy przez większy teren wśród wystających porowatych skał, gdzie będziemy przedzierać się szlakiem pomiędzy dużymi gromadami paproci. Teraz ścieżka przebiega przez płaską płytę skalną. Na szczęście jest prawie poziomo ułożona, dlatego przejście nią nie sprawi żadnych kłopotów. Poniżej wytyczonej trasy ta sama płyta tworzy naturalne schody kończące się niewielkim spadem. Szlak w dalszej części zakręca licznymi serpentynami do góry, najpierw w lewo, a za chwilę w prawo, by za chwilę przeprowadzić nas przez rumowisko skalne z kamieniami o barwie lekko zielonej. Zbudowano tutaj kamienny mostek, przy którym co roku widuję samotnie rosnącego, fioletowego kwiatka. Wzdłuż mostku zbudowano kamienny mur, który ma za zadanie zabezpieczać trasę przed powstawaniem osuwisk. Owe mury bardzo dobrze spełniają swoją rolę. Trochę dalej przechodzimy krótkim odcinkiem skalistym. Teren jest bardzo nierówny i poszarpany. Trzeba tędy przejść, ale nie napotkamy tutaj żadnych problemów. Na kolejnej płycie skalnej idziemy już przy pomocy kamiennych stopni. Największą bolączką tego odcinka są wyższe schody niż w innych częściach trasy. Przez to, że musimy stawiać niestandardowe, wysokie kroki, męczymy się dużo szybciej. Za serią tych stopni przechodzimy pęknięciem w kolejnej płycie skalnej. Skalisty charakter szlaku szybko zmienia się i ponownie idziemy wśród gęstych traw. Trudno nie zauważyć przed sobą bardzo wielkiego, płaskiego głazu, dosłownie wbitego pod ukosem w ziemię. Jeden z kamiennych murów zabezpieczających szlak Za naszymi plecami możemy podziwiać z bocznej perspektywy Mięguszowieckie Szczyty, które to staną się naszym wyznacznikiem wysokości Warto przyglądać się ścianom tych gór, ponieważ z łatwością dostrzeżemy niezwykłe, niebieskie skały oraz jamę, powyżej której swój początek bierze okresowy wodospad, gdzie podczas słonecznego dnia możemy ujrzeć tęczę. Miałem to szczęście w 2008 roku i przyznam, że widok jest niezwykły! Ostatnie lata są tak słabe, że cudem jest zobaczenie chociażby samego wodospadu… Trochę wyżej znajdziemy ciekawy głaz w kształcie prostopadłościanu. Od strony szlaku wygląda tak, jakby odłupano z niego mały kawałek w kształcie sześcianu. Sam głaz jest wielką bryłą i szlak małym łukiem omija ją. Otoczenie wokół nas nie zmienia się zbyt wiele. Nadal idziemy przy pomocy kamiennych stopni przez gęste paprocie i wysokie kępy traw. Wchodzimy na niewielką polanę z fioletowymi, kulistymi kwiatami. Podchodząc tędy zauważymy, że brakuje jednego stopnia, co z daleka wygląda jak wyrwa na szlaku. Podchodzimy pod porowatą ściankę skalną. Ścieżka niewielkim łukiem prowadzi nas wzdłuż niej. Mamy tutaj wrażenie, że nasze przejście staje się coraz węższe. Chodnik z kamieni wytyczono pod ścianką tak, że na wąskiej przestrzeni pomiędzy szlakiem a skałami, rośnie tylko bujna trawa. W kilka minut wędrówki ominiemy małe ścianki, gdzie trasa zakręca pod kątem 90-ciu stopni i idziemy ponownie stromo do góry. Przejście jest jeszcze bardziej węższe, a roślinność staje się coraz uboższa. Pomału wkraczamy w surowy krajobraz pełen głazów, ścianek skalnych i monumentalnych szczytów. Szlak prowadzi teraz niewielkim gołoborzem. Ciągle idziemy bardzo stromo do góry. Na początku kamiennego usypiska mijamy naturalną bramę, którą tworzą trzy głazy. Jeden po lewej, dwa po prawej. Przy bramie szlak zakręca w lewo i za chwilę w prawo, gdzie podchodzimy na inne, większe głazy. Trochę wyżej ścieżka dosłownie wciska się pomiędzy skały. Stopnie ułożono bardzo wąsko pomiędzy płytami i okrągłymi, wielkimi głazami, zarośniętymi gęstym mchem. Teraz idziemy wzdłuż prawie pionowej, gładkiej, ściany porośniętej mchem. Świetnie stąd widać opadające rumowisko skalne, które przed chwilą przekraczaliśmy. Nieco dalej, szlak poprowadzi nas przy okrągłej, ale płaskiej u góry skale. Leży ona na zakręcie ścieżki, tworząc naturalną podporę dla wytyczonej trasy. Po prawej widzimy kolejną, niską ścianę skalną. Pomiędzy głazem a ścianką przeciska się ścieżka, prowadząc bardzo stromo kamiennymi stopniami do góry. Idziemy tam około 15min. Dochodzimy do kolejnej polany – tym razem z żółtymi kwiatami. Za polaną przechodzimy kolejne rumowisko, które kończy się wielkim, wysuniętym przed szlak głazem narzutowym. Wielu wchodzi na niego, siada i robi sobie zdjęcia. Mamy też stąd niepowtarzalny widok na Czarny Staw i fragment Morskiego Oka. Od tego momentu ścieżka poprowadzi nas już tylko prostą drogą i kamiennymi schodami. Za skałą wysuniętą na szlak, ścieżka trawersuje stromy stok. Po naszej lewej stoi bardzo ogromniasty, płaski głaz obok, którego teraz przejdziemy. Dopiero wychodząc ponad jego poziom, możemy zauważyć jaki on jest wielki w stosunku do ludzi. Wyżej dojdziemy do płyt skalnych, po których spływa woda. Dochodzimy do wyższych partii kamiennego rumowiska i omijamy ukośną skałę, w której dostrzeżemy małą jamę. Za zakrętem w prawo idziemy już po usypisku kamiennym, gdzie patrzymy na kolejny, czarny głaz po prawej. Jest to kolejna skała wysunięta przed cały szlak. Możemy wejść na nią i podziwiać podobne widoki, co z głazu poniżej. Za nią ponownie podchodzimy pod ściany skalne i idziemy wzdłuż. Stopnie z kamieni są niewygodne, ponieważ ułożono je w sposób nieregularny i opady deszczu zdążyły zrobić już swoje, podmywając ziemię. Dodatkowo są wyższe i przez to męczymy się dużo szybciej, bo musimy podnosić wysoko nogi. Za pobliskim zakrętem przejdziemy obok bardzo dużych rozmiarów gładkiej skały, która dosłownie wyrasta spod ziemi. Jest bardzo ogromna i szlak okrąża ją długim łukiem. Warto wejść na jej szczyt, ponieważ po raz pierwszy mamy nieprzysłonięty niczym niezwykły widok na oba stawy (Czarny Staw pod Rysami i Morskie Oko). Mamy też stąd piękny widok na nasz zygzakowaty szlak, którym ciągle mozolnie podchodzimy. Jesteśmy na wysokości około 1820 m Wyznacznikiem wysokości jest trzeci głaz wysunięty przed naszą ścieżkę. Szlak jeszcze kilka razy zakręca małymi łukami, po czym dochodzimy do kolejnego fragmentu, gdzie brakuje kilku stopni. Teraz możemy spojrzeć na ogromne rozmiary głazu, z którego podziwialiśmy oba stawy. Od tego miejsca szlak prowadzi sypką ścieżką. Kamienne schody będą coraz częściej przerywane „wybrakowanymi” fragmentami, gdzie będzie się gorzej podchodzić. Trudność polega na tym, że na ścieżce leżą drobne kamyczki, podobne do żwiru. Nie trudno tu o pośliźnięcie. Podchodząc wyżej, wśród okrągłych, bardzo nierównych i poszarpanych skał, dojdziemy do malutkiego strumyka. Pomiędzy nimi tworzy on bardzo mały wodospadzik. Niestety nad nim widzimy tylko kolejne trawersy, które są przed nami. Powyżej nas, szlak jeszcze długo ciągnie się wśród traw i rumowisk. Można powiedzieć, że najbliższe otoczenie nie wiele się zmienia, za to szybko osiągamy wysokość. Podchodząc kamiennymi stopniami, dojdziemy do piramidy z głazów, na której widnieje czerwony znak zakręcający w prawo. Po lewej stronie, w małej skalnej dolince, jeszcze raz płynie potok, na którym trochę niżej oglądaliśmy wodospadzik. Teraz wody spływają wśród poszarpanych, bardzo ostrych skał, malując na ich powierzchni ciemne, brązowe linie. Powyżej niego dochodzimy do zakrętu, gdzie wśród gęstych traw rosną żółte kwiaty z wielkimi płatkami przypominającymi miniaturę słonecznika. Z tego miejsca możemy przyglądać się pomarańczowym skałom, po których spływa mały strumyczek. Dalej wchodzimy na rumowisko, gdzie zbudowano kolejny kamienny mostek. Wzdłuż niego, po prawej, miniemy kamienny murek, wyłapujący toczące się kamienie z wyższych partii gór. Piękny widok na oba stawy jednocześnie - Czarny Staw pod Rysami i Morskie Oko Nieustannie idziemy pod wysokimi ścianami skalnymi. Podchodząc coraz wyżej usłyszymy głuche echo, które niesie się po okolicy. Trochę wyżej przejdziemy obok następnego kamiennego muru, a za nim będzie brakować kilku stopni. Kiedy spojrzymy w lewo, zauważymy dość dużą ścianę skalną z licznymi kępami traw. Za nami, po lewej ściana kończy się urwiskiem. Jest to Bula pod Rysami 2054 m do której chcemy dojść, żeby odpocząć od ciągłego stromego podchodzenia. Idziemy coraz wyżej. Przekraczamy wysokość 1950 m gdzie będziemy przechodzić wzdłuż następnego kamiennego muru. Jest o wiele niższy niż inne, ponieważ rumowisko skalne znajduje się na nieznacznie pochylonym stoku. Za murkiem przejdziemy przez niewielkie wzniesienie zarośnięte trawą. Warto tutaj spojrzeć za siebie, by zobaczyć piękne polany usłane żółtymi kwiatami oraz dostrzeżemy liczne trawersy, które już pokonaliśmy. Przed sobą widzimy długi kamienny mur. Niestety nasz szlak ogólnie będzie zakręcał stopniowo pod Bulę pod Rysami, dlatego wspaniały widok na Czarny Staw pod Rysami i Morskie Oko zniknie nam za skałami. Piękne stawy zobaczymy dopiero znacznie powyżej – w rejonach ponad Bulą. Za murem brakuje kilku schodów. Od tego momentu będziemy szli szutrową ścieżką, ale na szczęście niedługo. W tym rejonie, co chwilę mijamy kamienne murki. Teraz dochodzimy do kolejnego. Nad nim widać wydeptaną ścieżkę. Prawdziwy szlak prowadził poniżej niego, a teraz warto iść ponad jego poziomem, bo jest wygodniej. Widzimy stąd już ostatnie podejście na Bulę pod Rysami. Za chwilę dochodzimy do następnego krótszego muru, po którym raczej tylko przejdziemy. Przekraczamy tu niewielki rumor skalny. Na murek wchodzimy przy pomocy kilku wysokich schodów. Szybko zauważymy, że jeden z nich burzy cały porządek trasy. Ostatni fragment szlaku przeprowadza nas na drugą stronę szerokiej rynny, którą podchodzimy od początku. Ścieżka zakręca bardzo długim łukiem w lewo, w stronę Buli pod Rysami. W połowie tego przejścia będziemy przechodzić obok dość długiego, równo ułożonego muru z kamieni. Po przejściu na drugą stronę rynny w końcu możemy spojrzeć na wielkie ściany Żabiego Konia 2291 m Kiedy popatrzymy na prawo, powinniśmy z łatwością dostrzec duże płaty śniegu zalegające w zagłębieniach terenu. Idąc tak, dostrzegamy, jak powoli wchodzimy na wysokość równą poziomowi Buli pod Rysami. Wytyczony chodnik tworzą szerokie i płaskie kamienie, dzięki czemu możemy odpoczywać wędrując. Ten odcinek jest bardzo przyjemny. Dalej ścieżka prowadzi już tylko na wprost, ale musimy obejść tu dwa głazy leżące na środku. Za nimi podchodzimy ostatnimi stopniami na Bulę pod Rysami. Ostatnie strome podejście przed Bulą składa się z 26-ciu kamiennych schodków. W miarę podchodzenia na Bulę pod Rysami, widok na dwa stawy będzie stopniowo przysłaniała nam bula od prawej strony BULA POD RYSAMI Jak co roku, powinniśmy po prawej stronie na Buli zobaczyć topniejący płat śniegu. Widoki z Buli pod Rysami 2054 m są bardzo ciekawe, ponieważ możemy spojrzeć na góry z dobrej perspektywy, ponieważ jesteśmy po przeciwnej stronie wielkiej rynny. Na Buli jest wyjątkowo płasko i skacząc z kamienia na kamień, możemy odejść daleko od szlaku, co turyści bardzo często robią w poszukiwaniu dobrego miejsca na odpoczynek. Teren jest tak rozległy i płaski, że w czasie akcji ratunkowych TOPR-owcy wykorzystują to miejsce do lądowania śmigłowcem. Dla jednych widok z Buli jest piękny, a dla innych przerażający, ponieważ widzimy, że nasz szlak nagle zmienia charakter. Od teraz nie będziemy szli wygodną ścieżką, ale raczej wejdziemy w skalny teren z dużą ilością łańcuchów i trudności technicznych (dla osób, które okazjonalnie chodzą po górach szlak może sprawić wiele problemów. Osoby, które nie chodzą po górach, a rzuciły się na Rysy w przypływie emocji, często kończą ze strachem i płaczem). Warto się jednak zastanowić nad wyborem tej trasy, jeśli jesteśmy początkującymi górołazami i nigdy nie byliśmy na żadnym innym tatrzańskim szczycie. Miałem taką przygodę, gdy pewna kobieta postanowiła wejść od strony słowackiej na Rysy, a wrócić od strony polskiej. Kiedy zobaczyła wszystkie trudności na szlaku na Rysy po stronie polskiej, cały dwugodzinny odcinek od szczytu do Buli pokonywała z płaczem. Z Buli widzimy praktycznie większą część podejścia na Rysy. Można też pójść w drugą stronę i dojść do zachodniego brzegu Buli, skąd ponownie będziemy mogli zobaczyć oba stawy z żadnej strony nie przysłonięte ścianami skalnymi. Czas już iść… Już na początku szlak prowadzi nas krętą ścieżką przez Bulę, omijając duże głazy i dziury pomiędzy nimi. Szybko wychodzimy poza obrys tego, co nazywamy Bulą pod Rysami. Szlak wiedzie w prawo, na skaliste podejścia. Od tego momentu nie zobaczymy już pięknych polan, a jedynie pojedyncze kępy traw. Podchodząc do góry, z poziomu wielkiej skały na szlaku zobaczymy Morskie Oko w całości i częściowo przysłonięty Czarny Staw. Dalej ścieżka zakręca kilkoma łagodnymi trawersami pod ścianą skalną po prawej, która złożona jest praktycznie z jednej litej skały. Widać w niej mnóstwo pęknięć, które posłużą nam za naturalne stopnie. Powyżej niej, szlak skręca w prawo delikatnym łukiem. Wchodzimy do malutkiego wąwozu utworzonego ze skał znajdujących się po obu stronach. Trasa zakręca nieco w prawo. Pokonujemy tutaj najpierw niewielką gładką płytę, po której częściowo przechodzimy. Dalej idziemy ułożonymi stopniami. Za krótkim odcinkiem, przypominającym mały wąwóz, pójdziemy wzdłuż kamiennego muru zbudowanego z dużych kamieni. Jest on najwyższy ze wszystkich, jakie mijaliśmy po drodze. Za nim, poza naszą trasą po prawej, zauważymy dużą, brązową płytę, po której spływają wody lokalnego strumyka. Za nią podchodzimy jeszcze przez jakieś 5min. Zauważamy, że nagle otoczenie zmienia się nie do poznania. Trochę wyżej widzimy kamienne rumowisko, gdzie ścieżkę wytyczono poprzez kolejne brązowo-fioletowe płyty skalne. Idziemy wzdłuż rumowiska bardzo krętą drogą. Szlak zakręca aż trzy razy na krótkim odcinku: raz w prawo, raz w lewo i znowu w prawo. Za chwilę będziemy omijać dziurę wśród głazów, po czym dojdziemy pod wielką skałę, która znajduje się po prawej stronie szlaku. Na niej leży druga, przez co obie wyglądają jak grzyb skalny. Brakuje tu jednego stopnia i za chwilę będziemy podchodzić stromo do góry, gdzie trasa nagle zanika i przechodzimy przez pas ciemnej ziemi. Jest to pozostałość po wypłukanych głazach i kamieniach. Za tym pasem mamy płaską płytę skalną, po której musimy przejść. Nie powinna sprawić żadnych problemów, ponieważ jest ona odchylona tylko nieznacznie od poziomu. Już teraz mamy przepiękny widok na Morskie Oko i Czarny Stawy. Przy tak dużej wysokości na pewno zobaczymy w nich jakieś odbicia nawet, gdy ich powierzchnia będzie pofalowana. Za gładką skałą przechodzimy przy kolejnym murku z kamieni. Za nim idziemy następnym pasem ziemi. Z łatwością zauważymy, że kamienie zostały strącone podczas przechodzenia dziesiątków tysięcy turystów. Wszystkie kamienie zdążyły się już osunąć w niższe partie zbocza. Za pasem ziemi wchodzimy na stromo pochyloną płytę, na której widać czerwony znak. Podejście nie powinno sprawiać problemów, ponieważ skała jest niska. Dalej ciągle idziemy kamiennym chodnikiem, gdzie za moment szlak zakręca w prawo do góry, po schodach. Jeden ze stopni również osunął się w dół. Ciągle podchodzimy stromymi schodami, gdzie ścieżka zakręca bardzo długim łukiem w lewo. Od tego momentu rozpoczyna się trudniejsza – techniczna – część szlaku na Rysy. ŁAŃCUCHY NA RYSACH Na początku, na dwóch płytach skalnych musimy wyszukać prawidłową drogę. Powinniśmy szukać dwóch czerwonych znaków. Wchodzimy na okrągłą i często mokrą skałę, za którą trzeba przejść na drugą stronę. Kroki stawiamy w szczelinach, pęknięciach i innych nierównościach znajdujących się na obu płytach. Przy drugim znaku rozpoczynamy pierwsze podejście przy pomocy łańcuchów. Łańcuchy na Rysach nie są takie straszne, ale trzeba je dobrze wykorzystać, bo używając ich odpowiednio, możemy zużyć mniej sił i o dziwo… podchodzić szybciej. Za mokrą i okrągłą płytą skalną wchodzimy, korzystając z trzech łańcuchów. Najlepiej jest trzymać się ich lewej strony. Będą znacznie wygodniejsze. Za pierwszym rzędem łańcuchów wejdziemy na dłuższy fragment ze stromymi stopniami i na sypki pas ziemi. Trzeba uważać, ponieważ łatwo tutaj o poślizg na drobnych kamyczkach. Za tym pasem ponownie idziemy stopniami. Podchodząc długim odcinkiem ze schodami dojdziemy do kominka po prawej, gdzie będziemy musieli wejść na jego szczyt. Kominek jest to zwykle prawie pionowa szczelina lub wyrwa pomiędzy skałami. Takie miejsca są trochę trudniejsze i osoby z lękiem wysokości odczuwają duży strach. Żeby ułatwić sobie wejście, korzystamy z sześciu odcinków łańcuchów, które będą bardzo pomocne, jeśli pójdziemy, trzymając się ich prawej strony. Jest to jedyna możliwość, ponieważ łańcuchy są przymocowane do pionowych, niskich ścianek skalnych. Sam łańcuch wytrzymuje ciężar 50kN, co odpowiada wadze 4,9 tony. Są naprawdę solidne i wytrzymałe. Pierwsze trzy fragmenty pomagają wejść na górę kominka, a przy pomocy następnych trzech okrążamy gładkie płyty skalne znajdujące się nad nim. W tym miejscu zauważymy brązowa figurkę Jezusa Chrystusa, a w 2006 roku była tu dodatkowo treść modlitwy o pokój. Powyżej skały z figurką rozpoczyna się kolejny odcinek łańcuchowy. Teraz podchodzimy płytami skalnymi, które przecinają trzy łańcuchy. Idziemy po ich lewej stronie. Będzie znacznie wygodniej. Za płytami wchodzimy na sypką ścieżkę, przez co znowu musimy bardzo uważać. Idziemy tędy niecałą minutę i ponownie wchodzimy na płyty skalne. Teraz mamy dłuższy fragment z trudnościami, ponieważ musimy przejść wzdłuż dziesięciu przęseł łańcuchów. Idziemy, trzymając się ich lewej strony. Jedyną trudnością jest gładkość płyt, które na szczęście nie są śliskie, gdy mamy słoneczny dzień. Możemy poczuć jednak niepewność stawianych kroków. Za dłuższym odcinkiem z łańcuchami idziemy krótkim fragmentem ze stopniami i od teraz rozpoczynamy wielką serię z ubezpieczeniami. Wielką serię otwiera dość strome podejście gładkimi płytami, gdzie umocowano dziewięć kolejnych łańcuchów. Idziemy, trzymając się ich lewej strony. Szósty z nich jest rozwieszony na długim odcinku, dodatkowo pod występkiem skalnym w kształcie prostopadłościanu, przez co korzystając z niego zawsze trzymamy się zasady „jednego łańcucha trzyma się tylko jedna osoba”. Stosujmy ją zawsze i wszędzie w górach. Zapewni nam i innym bezpieczeństwo. Przy każdej szpili (pręt z główką, do którego przymocowany jest łańcuch) dodano krótki łącznik składający się z kilku ogniw, który ma za zadanie tłumienie wahań kolejnego przęsła. Dzięki temu nie odczuwamy pociągnięcia drugiej osoby, gdy ta ciągnie za łańcuch powyżej lub poniżej nas. Zagrożenie przy tej skale jest największe, ponieważ, kiedy dwie osoby próbowałyby złapać za ten sam łańcuch, to z pewnością ktoś przytrzasnąłby drugiej osobie palce. Między siódmym a ósmym przęsłem zmieniono położenie szpili, ponieważ poprzednia urwała się i teraz możemy zobaczyć fragment metalowej rury mocującej w skale. Obok niej, po lewej stronie przymocowano drugą, na której trzymają się oba odcinki łańcuchów. Patrząc w dół, zauważymy, jak szybko osiągamy wysokość. Nogi mniej się męczą, ponieważ dużą część pracy wykonują teraz ręce. Umiejętne korzystanie z ubezpieczeń pozwala na szybkie podciąganie się i przyspieszenie tempa. O ile mozolne podchodzenie schodami na Bulę pod Rysami może być uciążliwe, to tutaj szybko zauważamy nasze postępy. Na ścianach skalnych po prawej stronie, wzdłuż których szliśmy poniżej Buli zauważymy pomarańczowe porosty na ich powierzchni, które świadczą o najczystszej jakości powietrza. Zostaje nam jeszcze dziewiąty i dziesiąty łańcuch, ale te są już raczej formalnością. Nie sprawiają żadnych problemów. Gładkie płyty skalne oraz liczne łańcuchy na trasie Za podwójną serią po dziesięć przęseł, dochodzimy do ostrych, pomarańczowych i poszarpanych skał, na których wyszukujemy w płytach skalnych wykutych pęknięć ułożonych prostopadle do naszej ścieżki. Pęknięcia bardzo ułatwiają pokonywanie tych płyt. Za chwilę przechodzimy na kolejne. Teraz idziemy, trzymając się trzech łańcuchów po ich prawej stronie. Za nimi mamy dwa kolejne i tu trzeba przejść na lewą stronę, bo jest ciasno i dalej ponownie przechodzimy na prawą stronę, trzymając się aż siedmiu następnych łańcuchów. Na tym fragmencie szlak zakręca w lewo wśród skał i płyt. Minęliśmy już dwanaście odcinków łańcuchowych, ale to nie koniec, bo za chwilę przechodzimy na drugą „dwunastkę”. Na całej długości powinniśmy iść po ich lewej stronie. Poziom trudności ciągle jest ten sam, bo przechodzimy wzdłuż długich płyt skalnych. Łańcuchy mają głównie zabezpieczać przed niekontrolowanym poślizgiem. Ósmy z nich jest bardzo krótki i rozpięto go pomiędzy dwiema skałami. Trudności nie kończą się. Przed nami widzimy kolejne serie. Ma to swoją zaletę, bo dzięki ubezpieczeniom nadrabiamy czas i zdobywamy szybko wysokość. Za drugą „dwunastką” mamy przed sobą sześć łańcuchów, gdzie trzeba iść po prawej ich stronie. Pomiędzy czwartym a piątym przęsłem ponownie zobaczymy urwaną główkę szpili, ale ten zaczep jest naprawiony co najmniej od 2008 roku. Jako, że tutaj nie ma miejsca na nowy punkt zaczepienia, osadzono na starym miejscu dodatkową metalową rurę i do niej zamocowano łańcuchy. Mogłoby się wydawać, że to już koniec trudności, ale przed nami mamy do pokonania najdłuższy odcinek łańcuchowy, składający się aż z dwudziestu jeden przęseł. Podczas podchodzenia kolejną serią płyt skalnych przy wszystkich dwudziestu jeden kawałkach będziemy iść po ich lewej stronie. Pierwsza jedenastka jest dość łatwa i raczej trzymamy się ich dla naszego komfortu i korzystamy z możliwości podciągania się. Po lewej stronie, na dwunastym fragmencie, wystaje płaska, podłużna skała na wysokości naszych rąk. Jest tak długa, że przymocowano do niej przęsła o numerach od dwunastego do osiemnastego. Teraz możemy podchodzić płytami, mając wyciągnięte ręce przed siebie, a nie tak, jak dotychczas, pochylając się ku nim. Podłużna skała tworzy jednocześnie mur, wzdłuż którego idziemy. Siedemnasty odcinek jest bardzo krótki. Od dziewiętnastego przęsła łańcuchy przymocowane są ponownie do płyty skalnej i musimy się nieco nachylić, żeby je złapać. Przed dłuższym odpoczynkiem zostaje nam do przejścia ostatnia seria pięciu łańcuchów, gdzie idziemy po ich prawej stronie. Za nimi wchodzimy na dłuższy odcinek z kamiennymi, ale stromymi schodami. Po lewej stronie szlaku widzimy wielki głaz, za którym widnieje duża przepaść. Kiedy przejdziemy ten około piętnastominutowy fragment rozpoczniemy kolejną serię łańcuchów. Tym razem podchodzimy płytami skalnymi o długości jedenastu przęseł. Idziemy po ich lewej stronie. Szóste z nich jest najdłuższe i według mnie za długie, bo łańcuch zawieszono pomiędzy dwiema wyżej położonymi skałami. Taki łańcuch stwarza zagrożenie, ponieważ zbyt mocne pociągnięcie za niego na dole odrzuci nas na lewą stronę, na płytę. Trzeba pamiętać, że grube metalowe łańcuchy są ciężkie i jaką siłę przyłożymy do niego, taka sama wróci do nas, ponieważ łańcuch będzie falować. Siódmy odcinek jest za to bardzo krótki, ale główny wpływ na długość tych dwóch fragmentów miało ukształtowanie terenu i możliwość zamontowania szpili. Po pokonaniu jedenastu odcinków z łańcuchami, przechodzimy za dosłownie krótką chwilę na drugie najdłuższe na szlaku na Rysy ubezpieczone przejście. Składa się ono z szesnastu przęseł, gdzie idziemy po ich prawej stronie. Ciągle podchodzimy po gładkich płytach skalnych. Nie powinny sprawiać one problemów, jeśli mamy założone buty górskie. Na jedenastym odcinku przechodzimy po całkowicie płaskiej i poziomej płycie z wytartym i zanikającym, niebieskim napisem "Lębor 2006". Ostatnie podejście z szesnastoma łańcuchami wieńczy piękna, ale równie niebezpieczna przełęcz. Za kilka minut dochodzimy do niej, gdzie stajemy pod malutkim, trójkątnym lokalnym szczytem. Widzimy stąd Zmarzłe Pleso po stronie słowackiej. Za skalnym garbem bardzo dobrze widać, że rysa od Buli pod Rysami do tego miejsca przebiegała równolegle do szlaku, którym wchodziliśmy. Teraz dotarliśmy do miejsca, gdzie widać styk rysy i szlaku po drugiej stronie garbu. Kolejna seria płyt i łańcuchów w drodze na Rysy Przełęcz wygląda groźnie na pierwszy rzut oka i osoby, które przyszły w Tatry pierwszy raz na pewno przestraszą się tego przepaścistego widoku. Jest tu bardzo wąsko i patrzymy na bardzo duże przepaście po obu stronach. Warto pamiętać o zasadzie, żeby przepuszczać najpierw ludzi schodzących, bo to oni mają pierwszeństwo. Trasę przez garb na przełęczy poprowadzono na mocno spadzistej płycie. Bezpieczne przejście mają zapewnić powycinane, trójkątne stopnie jedynie na czubek buta. Przechodzimy na drugą stronę po ukośnej skale. Najlepiej jest się położyć lub przybliżyć jak najbardziej do ukośnie nachylonej płyty i trzymać się trzech łańcuchów, które zabezpieczają przed upadkiem w przepaść. Z powodu bardzo dużej popularności szlaku trójkątne wycięcia są „wyślizgane” już prawie jak na Giewoncie i nawet górskie buty nie trzymają się w nich za dobrze. Trzeba zwiększyć swoją uwagę. Przed sobą widzimy wielki szczyt Rysów – a przynajmniej z tej perspektywy tak wygląda. Ogólnie z każdej strony widzimy „lufy”, czyli wielkie przepaście. Właśnie tutaj spotykałem najwięcej płaczących ludzi ze strachu, którzy na 24 metry przed szczytem w pionie musieli zrezygnować i ponownie z płaczem wracać po długich seriach z łańcuchami. Przełęcz i to najtrudniejsze przejście znajduje się na wysokości 2480 m Widzimy stąd, że jesteśmy wyżej niż wszystkie Mięguszowieckie Szczyty i teraz to my spoglądamy na wszystkie inne góry z… góry. Po przejściu na drugą stronę przełęczy dochodzimy do drugiej malutkiej przełączki, gdzie rozpoczniemy przedostatnie podejście na szczyt właściwy Rysów polskich. Za nami widać ciągle wielką przepaść. Z przełączki, gdzie spotyka się nasz szlak na Rysy i rysa, od, której góra wzięła swoją nazwę, idziemy bardzo stromo do góry, okrążając nierówną skałę przy pomocy trzech łańcuchów. Idziemy po ich prawej stronie dla naszej wygody. Dzięki nim szybko przechodzimy na drugą stronę grani, którą teraz szliśmy i również znajdujemy się po drugiej stronie rysy, która z tej perspektywy jest wielką przepaścią. Teraz szlak poprowadzi nas przez pionowe skały grani, gdzie szukamy wiszący kawałek łańcucha, którego musimy się złapać, by rozpocząć bezpośrednie wejście na szczyt. Mamy przed sobą ostatnie sześć łańcuchów, gdzie podchodzimy ich lewą stroną. Samo podejście jest bardzo strome – idzie się po bardzo mocno nachylonych skałach z widokiem na przepaście. Piąty z łańcuchów jest bardzo krótki. Za szóstym wchodzimy jeszcze tylko na wielkie głazy i stajemy na szczycie Rysów polskich 2499 m W okolicach podszczytowych, ale już za ostatnim łańcuchem, przytwierdzono do skały tabliczkę z cytatem z Psalmu 116:9 "Będę chodził w obecności Pańskiej w krainie żyjących". Nieco dalej widać napis "Pamięci Mateusza Świerczyka odnalezionego na zboczu Rysów, by przeżywszy lat 25 wędrowania po tej ziemi, wędrował wiecznie po wyżynach niebieskich. Lipiec 2008, Przyjaciele". Najtrudniejsze przejście tuż pod szczytem Rysów Na szczycie zobaczymy również tablicę graniczną państwa z informacją, że jest to przejście piesze i... rowerowe. Jest tutaj również trójnóg ze wstążkami w barwach flag Polski i Słowacji. Najważniejsza informacja jest taka, żeby szczególnie pamiętać, że na szczyt trzeba dojść koniecznie przed godziną rano! W zdecydowanej większości dni powstają na tych wysokościach chmury konwekcyjne, które przysłaniają piękne widoki. Jeśli chcesz je zobaczyć, musisz być wcześniej. Z tego powodu w Internecie można obejrzeć całe mnóstwo zdjęć z Rysów w chmurach, ponieważ zdecydowana większość ludzi wyrusza na szlak dopiero po godzinie – co jest zdecydowanie za późną porą. Nie tylko nie zobaczymy pięknych widoków (bo nie zależy nam przecież na „zaliczeniu” góry), ale ugrzęźniemy w korkach na wszystkich odcinkach łańcuchowych i na niebezpiecznej przełęczy, gdzie zrobi się nerwowo. Jeśli chcesz tego wszystkiego uniknąć i być na szczycie w pełnym spokoju nawet w środku sezonu, to wiedz, że można, ale trzeba wcześniej wstać niż tłumy, które zazwyczaj zaczynają wędrówkę od pierwszego busa przyjeżdżającego z Zakopanego. Pierwszy z nich zaczyna kurs o godzinie więc od pójdą pierwsze grupy. Rysy oferują niesamowite widoki i z pewnością przejście tego szlaku doda doświadczenia osobom nieregularnie chodzącym po Tatrach. Przygotuje też bardziej wprawionych na trudności, które występują na Orlej Perci. Zobacz również relację: Rysy zimą
Proponujemy wejście na Rysy najłatwiejszym szlakiem – od słowackiej strony. Rysy to trzywierzchołkowy szczyt, jeden z nich – 2499 m n.p.m. to najwyższy szczyt Polski. Jest to szczyt graniczny przez który przebiega granica pomiędzy Polską a Słowacją. Wierzchołek – 2503 m n.p.m. leży po stronie Słowacji i na mapach wydanych na Prezentujemy ciekawe porównanie szlaków prowadzących na Rysy od strony polskiej i słowackiej wraz z galerią zdjęć. Przydatne szczególnie dla osób, które zamierzają wybrać się na szczyt po raz i zdjęcia: Gosia/Ruda z wyboruRysy to góra skazana na popularność. Szczyt wprawdzie niezbyt rzucający się w oczy, z Zakopanego niewidoczny wcale, a znad-morskoocznej perspektywy mylony niejednokrotnie z Niżnimi Rysami. Z innych, odleglejszych punktów mylony w ogóle z czym też piękny. Pięknym bywa określany Kościelec, Lodowy Szczyt, za piękną uchodzi Wysoka. Jeszcze nie słyszałam natomiast, aby ktoś o Rysach powiedział, że są ich czar tkwi więc zapewne w ich encyklopedyczności, w pewnym drobnym szczególe, takim mianowicie, że jeden z ich wierzchołków stanowi najwyżej położony punkt powierzchni naszego czego wszyscy wychodzimy ze szkolnych murów gotowi dać sobie uciąć dowolną z kończyn w obronie wiedzy, że Rysy mierzą 2499 metrów nad poziomem morza. I tylko brakowi popularyzacji maczet zawdzięczamy, że nikt nam z rozpędu tego i owego nie mierzą bowiem 2503 m 2499 m to wysokość jednego z wierzchołków. Tego, którym przebiega granica, owszem. Ale nie zmienia to faktu, że za wysokość szczytu, uznaje się wysokość najwyższego z jego wierzchołków. A nie któregoś tam z kolei. Ale to tak nota do tego, że te Rysy takie sławne, że wszyscy na nie chcą wejść. Doskonale znam ten mechanizm…Tu mała retrospekcja i w pierś się uderzenie. Liceum, jedziem na wycieczkę do Zakopanego, sorka pełniąca wychowawstwo nad mą klasą trochę zarażona górami, ustalamy program pobytu. Jeden dzień chcemy przeznaczyć na typową górską wycieczkę, najchętniej – obejmującą zdobycie jakiegoś fajnego szczytu. Sorka mówi, że możemy na Giewont, wspomina też, że była niegdyś z uczniami na Świnicy, przy czym to drugie artykułuje trochę chyba zastanawiając się pomiędzy kolejnymi sylabami, czy oby na pewno powinna to mówić. Na to my rzucamy krótko i konkretnie:– A na Rysy da się wejść? – No… da się… – To my chcemy na Rysy!Także tego. Wzięła nas na Przysłop Miętusi. I dobrze i jeszcze Korona Gór Polski. Wiele osób trafia na szlak na Rysy, bo to ostatnia górka, jaka im pozostała do zaliczenia KGP. Że w niczym charakterem nie przystająca do poprzednich – o tym nie zawsze wiedzą…Tymczasem pierwsze tatrzańskie wycieczki powinny być poprzedzone gruntownym przygotowaniem obejmującym przede wszystkim teoretyczne zaznajomienie się w trudnościami wybranego szlaku. Lektura przewodnika, przewertowanie mapy, w dobie internetyzacji wszystkiego – także przejrzenie opisów i wrażeń spisanych przez samych turystów, udostępnionych przez nich zdjęć, filmów. To powinna być podstawa. A dopiero na niej opierać się może racjonalna decyzja o wyjściu w prowadzący na Rysy od strony polskiej, jest, obiektywnie rzecz ujmując, jednym z trudniejszych tatrzańskich szlaków. Wprawdzie przy dobrej pogodzie, nie powinien sprawić trudności względnie sprawnej osobie, o przynajmniej średniej kondycji, wprawdzie jakoś tam wchodzą tabuny zdobywców z przypadku i wprawdzie jakoś schodzą zwykle bez drobnych choć zadraśnięć, jednak istnieje cały szereg pewnych „ALE”:1. Szlak jest bardzo długi. Nie tylko licząc od Palenicy. Nawet ruszając od Morkiego Oka, decydujemy się na kilka godzin przebywania w górskim, stromym i trudnym terenie. Bez możliwości schronienia. Bez możliwości szybkiego Szlak przebiega stromym terenem. Utrata równowagi lub poślizgnięcie może skutkować wielosetmetrowym upadkiem, a ten poważnym poturbowaniem lub Występuje ekspozycja. Chodzi mniej więcej o to samo, co powyżej: ekspozycja oznacza przepaście. Te jednak niosą za sobą nie tylko ryzyko opłakanego w skutkach wypadku, ale coś jeszcze – reakcję ludzkiej psychiki. Jeśli nigdy nie szliśmy eksponowanym szlakiem, nie możemy wiedzieć, jak zareaguje na takie atrakcje nasza głowa. A atak paniki (widziałam taki osobiście właśnie na drodze na Rysy) jest w górach bardzo niebezpieczny (nieskoordynowane i gwałtowne ruchy, niezdolność do podjęcia spokojnej decyzji, oczy przesłonięte mgłą łez…). Oczywiście gdzieś się trzeba z tą ekspozycją po raz pierwszy zmierzyć. Jasne. Ale, litości, nie na Rysach! Dlaczego? Wracamy do punktu pierwszego: bo to szlak długi. Bo tych eksponowanych i trudnych kawałków jest tam wiele dziesiątek, jeśli nie setek metrów. A co jeśli nasza łepetyna przestanie współpracować w połowie, bo nieprzyzwyczajona do takiego czadu, zwyczajnie się tym zmęczy…?I właściwie to tyle, ale z powyższego wynika niestety bardzo często jeszcze parę kolejnych implikacji, takich jak: problemy kondycyjne, nieodpowiednie wyposażenie, brak przygotowania do zmieniających się warunków pogodowych i nieumiejętna reakcja na nie…Ucząc się czegoś, popełniamy błędy. To oczywiste. Każdy, robiąc coś po raz pierwszy, ma prawo nie wiedzieć wszystkiego, pomylić się. Na łatwych szlakach za drobne pomyłki góry dają tylko prztyczka w nos. Zbieramy te prztyczki i już wiemy, co jest nam w czasie wędrówki niezbędne, a co trzeba wywalić z plecaka, bo dźwigamy niepotrzebnie. Wiemy, jak czas ze szlakowskazu ma się do naszego tempa chodzenia. Znamy reakcję naszego organizmu na długotrwałe zmęczenie i na przepaścistość idziemy w góry (albo w nowe, wyższe i trudniejsze niż dotychczas góry) po raz pierwszy – nie mamy o tym wszystkim bladego choćby z polskiego szlaku na Rysy:Dolna część szlaku, tuż nad Czarnym StawemPrzebieg szlaku ponad Bulą. Za tym wyraźnym wypłaszczeniem zaczyna się stromy, skalisty teren wyposażony w wiedzie grzędą, czyli wypukłą formą bliska to wygląda na przykład tak……i tak…Końcówka szlaku, przejście przez Przełączkę. Łatwe, ale bardzo przepaściste już polski z oddalenia. Polski szlak wiedzie grzędą po lewej stronie od Rysy (głębokiego żlebu na ukos przecinającego górę).Tymczasem na Słowacji…Tak prezentują się Rysy widziane z drugiej strony. Szlak – bardzo wyraźnie widoczny prowadzi turystów szerokim kamienistym terenem i to praktycznie pod same szlak na Rysy różni się od polskiej trasy właściwie wszystkim. To wciąż wymagająca kondycyjnie, długa wycieczka (ale tu schronisko mamy godzinę pod szczytem, zamiast godzin niemal czterech), jednak nieporównywalnie rozkłada się tu trochę bardziej na długie podejście. W Polsce mamy delikatnie wznoszący się asfalt, potem kawalątek spaceru brzegiem stawu, a dalej już w zasadzie ostre napieranie do góry. U naszych sąsiadów wygląda to nieco łagodniej, wysokość zdobywa się bardziej niezauważalnie, przewędrowując długie doliny, a sam atak szczytowy od Chaty pod Rysami nie męczy już aż tak strasznie. Jedyne łańcuchy na trasie znajdują się jeszcze przed schroniskiem, pomagając w przejściu krótkiego odcinka, który może być lekko problematyczny zwłaszcza przy deszczu lub oblodzeniu. Dalej już są zupełnie, ale to zupełnie dlatego, że aż pod same wierzchołki dochodzimy czysto trekkingowo, na nóżkach, bez potrzeby używania rąk (to, co mamy na szlaku od strony północnej nazywa się scramblingiem).W ogóle Rysy od Słowackiej strony wyglądają jak zupełnie przyjazna, usypana z kamieni kopułka. Tamtejszy szlak z bliska też nie zaskakuje – ścieżka wiodąca szerokim kamiennym polem. Przepaści doszukać się można dopiero na szczycie. Trudności też namawiam bynajmniej do bagatelizowania tego szlaku. To wciąż Tatry, grawitacja działa nawet na łatwych ścieżkach i nie potrzeba głębokich otchłani, by się gdzieś stoczyć i zrobić sobie krzywdę. Warunki pogodowe mogą tu zaskoczyć, jak i wszędzie. A i brak odpowiedniego przygotowania, może boleśnie dać znać o jeśli już czujemy, że musimy iść na te Rysy właśnie, i że nic innego nas nie zadowoli, gdy tymczasem nasze tatrzańskie portfolio świeci pustkami – wybór słowackiego szlaku będzie zdecydowanie rozsądniejszą opcją ;).W dole Chata pod Rysami i podejście na Przełęcz na szczyt już rzut oto terenem…Zbliżamy się do wierzchołków: po lewej polski (2499), po prawej słowacki (2503).Nawet tuż pod wierzchołkami teren nie zaskakuje niczym, co mogłoby i… tadaaaam!Wyżej w Polsce się już nie da 😉 (widok z wierzchołka PL na słowacki)Ciekawskich odsyłam do przykurzonej już relacji zawierającej me wrażenia z pierwszego przejścia polskiego szlaku (tam też parę zdjęć ze szczytu i kilka innych ujęć z drogi) – LINK TUTAJ. 🙂Tekst i zdjęcia: Gosia/Ruda z wyboruTagi: opis Rysy szlaki turystyka zdjęcia .
  • pe78pg1lcu.pages.dev/57
  • pe78pg1lcu.pages.dev/53
  • pe78pg1lcu.pages.dev/341
  • pe78pg1lcu.pages.dev/167
  • pe78pg1lcu.pages.dev/293
  • pe78pg1lcu.pages.dev/178
  • pe78pg1lcu.pages.dev/315
  • pe78pg1lcu.pages.dev/224
  • pe78pg1lcu.pages.dev/222
  • szlak na rysy zdjęcia